wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 11

Rozdział 11

Dni mijały szybko. Przyjaciele mnie odwiedzali, ale najczęściej przesiadywała u mnie ciocia. Była jakaś wesoła. Rozmawiała z Zaynem więcej niż ze mną. Nie byłam zazdrosna. Przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie nigdy nie traktowali mnie poważnie i zawsze coś lub ktoś był ważniejszy. Normalka, już nawet przestałam zwracać na to uwagę. 
Raz był nawet Darrio. Miał mało czasu, bo przejął moje obowiązki w DarrioDanceStudio. Przysiągł mi, że jeszcze raz go nie poinformuje o czymś ważnym, to sam mnie na OIOM wyśle.
Ani obejrzałam się, a nadszedł dzień wypisu. Był czwartek 28 sierpnia i była nieprawdopodobnie piękna pogoda w Londynie. Tego ranka nikt przy mnie nie siedział. One Direction miało próbę z Darrio przed trasą koncertową, która rozpoczynała się w poniedziałek. Dziewczyny w pracy, Grey w penthouse (lekarze kazali go zabrać, bo zjadał im ciastka na zmianę z Niallem), ciocia miała telekonferencję ze swoimi podwładnymi (w końcu nie każdy ma własne wydawnictwo). The Vamps miało spotkanie z managerem, a Eric musiał wrócić do Australii (Lori była zrozpaczona). Lekarz przyniósł wypis i kalendarzyk z wpisanymi datami wizyt kontrolnych. Pożegnał się serdecznie i podał mi torbę z rzeczami na zmianę. Przebrałam się szybko w spodnie dresowe, koszulkę i bluzę i wyszłam z budynku. Odetchnęłam świeżym powietrzem, najbardziej tego mi brakowało w czterech ścianach szpitala. Zadzwoniłam po taksówkę i po kilku minutach pojechałam do mieszkania. 
Wjechałam windą na piętnaste piętro. Weszłam do apartamentu i doznałam szoku.
Wszystkie meble zostały wyniesione i pomieszczenia były puste. Wchodziłam do wszystkich pokoi, ale wszystkie były opustoszałe. Gołe ściany i podłoga. Pobiegłam do mojego królestwa i również niczego nie było. Szybko sprawdziłam moją skrytkę pod podłogą. Na szczęście pieniądze tam były. Wzięłam wszystkie i sprawdziłam dokładnie pokój, czy coś nie zostało. Na marne.
Poszłam do recepcji zapytać o lokum na 15 piętrze. Recepcjonistka poinformowała mnie o wyprowadzce i poprosiła o zwrot kluczy. 
Wybiegłam z budynku, testując moje płuca. Dawno temu nauczyłam się nie wpadać w panikę, więc byłam spokojna i potwornie zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się stało, że dziewczyny postanowiły się wyprowadzić, nie informując mnie o tym. Ruszałam ulicami Londynu, bezdomna z całym dobytkiem w kieszeni. Moje życie przypominało wtedy jakiś słaby melodramat. 

~Oczami Alison~
Wyszłam z Londyńskiego Domu Mody i pospieszyłam do szpitala. Lunę mogli wypisać lada dzień, a my kończyliśmy przygotowania.
Ale będzie zdziwiona. - pomyślałam.
Weszłam na odpowiedni wydział i ruszyłam w stronę sali Rudej. Stanęłam pod salą jak wryta. Jej tam nie było. Czyli, że albo ją wypuścili albo coś się stało. Moja głowa była pełna najczarniejszych scenariuszy. Pobiegłam do pokoju pielęgniarek. Dostała wypis rano, a było popołudnie. Była w penthouse. I nic tam nie zastała. I zwiała.
Znając tok rozumowania Luny, prawdopodobnie była już na lotnisku, albo w samolocie. Cholera!
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Zayna. Zaczęłam iść w stronę podziemnego parkingu, gdzie zostawiłam samochód. Jako jedyna z dziewczyn miałam prawo jazdy.
-Malik, słucham. - usłyszałam opanowany głos w słuchawce. Jeszcze nie było okazji do niego dzwonić, chociaż już z nim spałam. Na kanapie, oczywiście.
-To ja, Alison. Luna dostała wypis.
-Super, zabierz ją do willi. - w głosie było słychać radość.
-Rano. Zniknęła. - poczułam łzy pod powiekami.
-Sprawdzałaś penthouse? Uspokój się, nie wyjedzie stąd.
-Jadę tam. Skąd wiesz, że nie wyjedzie gdzieś?
-Po pierwsze musi być w szpitalu co dwa tygodnie, po drugie za niecałe trzy tygodnie ma przesłuchania do szkoły, a po trzecie nie zostawiłaby nas bez pożegnania. - pomyślałam, że może mieć rację.
Wsiadłam do samochodu i pożegnałam się z Mulatem. Usiłowałam wymyślić, gdzie Luna mogła pójść. Podjechałam pod budynek z naszym starym mieszkaniem i poszłam zapytać o Rudą.
-Była tu jakieś 5 godzin temu. - uśmiechnęła się recepcjonistka.
Zaczęłam analizować zachowanie Carmary w trudnych sytuacjach. Zazwyczaj brała deskę i szła nad ocean. Może tym razem także poszła gdzieś nad wodę. Odkąd tu byłyśmy, odwiedziłyśmy London Eye chyba z 7 razy, bo Ruda je uwielbiała. Postanowiłam tam pojechać.
Szłam brzegiem Tamizy i rozglądałam się za Luną, bo ochroniarz mówił, że poszła w tą stronę półgodziny wcześniej. Nagle spostrzegłam dziewczynę w kapturze siedzącą na małym pomoście. Zaczęłam się przedzierać w tamtym kierunku, a dziewczyna się odwróciła.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Krótki :/ Następny pojawi się w piątek (zakupy, pakowanie) przed 16. Coraz mniej ludzi czyta statystycznie :P Ale ktoś czyta :) Byłabym wdzięczna za komentarze :) 
Pozdrawiam
Luna :D

sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 10

Rozdział 10

~Oczami Liama~
Obudziło mnie zamknięcie drzwi. Pierwsze, co zrobiłem to sprawdziłem godzinę. Po 4 nad ranem. Poprawiłem się na krześle i rozglądnąłem się. Moi przyjaciele spali na drugim końcu sali, a Grey siedziała na kolanach Luny, która ją głaskała. Otworzyłem szeroko oczy ze zdziwienia.
-Hej. - ziewnąłem.
-Hej. - wychrypiała. Miała głos, jakby wypaliła 2 paczki papierosów.
-Jak się czujesz? - spytałem zaspany.
Uniosła jeden kciuk do góry i uśmiechnęła się. Sięgnęła na szafkę obok łóżka i chwyciła notes i długopis. "IDŹ SPAĆ, NIGDZIE SIĘ STĄD NIE RUSZAM"
-Ok - spojrzałem na koniec sali i wygodnie ułożyłem się na krześle. Przymknąłem oczy, ale zaraz potem poczułem szturchnięcie w ramię. Spojrzałem na dziewczynę. "TO ŁÓŻKO JEST WYSTARCZAJĄCO DUŻE DLA NAS DWOJGA :)" Otworzyłem oczy ze zdziwienia, a ona przesunęła się na materacu, robiąc miejsce dla mnie. Patrzyłem na nią zaszokowany. Ona tylko się uśmiechnęła i poklepała miejsce obok siebie. Wszystkie rurki i kabelki były po stronie Luny, więc do drugiej strony nic nie torowało dostępu.
Zayn mnie zabije - pomyślałem - Pieprzyć to. 
Wsunąłem się delikatnie na miejsce obok dziewczyny. Oboje byliśmy ciut skrępowani swoją obecnością, lecz po chwili zorientowałem się, że nasze ciała się rozluźniły. Ruda odprężyła się i jej oddech zaczął się regulować. Przyglądałem się jej i zastanawiałem się, dlaczego miała cały czas pod górkę. 
Nagle poczułem, jak coś oplata mnie w pasie niczym bluszcz. Spojrzałem na wtuloną we mnie dziewczynę. Uśmiechnąłem się pod nosem i pocałowałem ją w czoło, na co zamruczała coś niezrozumiale. Patrzyłem na nią, dopóki nie zmorzył mnie sen.

~Oczami Luny~
-Zostaw! Nie dotykaj mnie! Nie! - rzucałam się, by ojciec mnie nie dotknął. Odpychałam go od siebie, aż w końcu kilka par rąk mnie przytrzymało.
-Luna, spokojnie. Otwórz oczy. - usłyszałam kojący głos brata.
Uchyliłam powieki i oślepiło mnie białe światło. Gdy wzrok przyzwyczaił się do jasności, ujrzałam pochylonych nade mną Zayna, Liama i Louisa. Tomlinson przytrzymywał moje nogi, a chłopcy moje ręce.
-To tylko sen... Tylko sen... - szeptał Zayn i mnie przytulił. Zesztywniałam. Nie mogłam jeszcze się dobudzić i cały czas wydawało mi się, że ojciec za sekundę tu wpadnie. - Spokojnie, nic ci nie grozi. Nie dam cię więcej skrzywdzić. Obiecuję.
Zaczęłam się rozluźniać. Mnóstwo kabelków wychodziło z mojego ciała, ale co dziwne oddychałam samodzielnie. Odetchnęłam głęboko i wtuliłam się w brata.
-Nic mi nie jest. Przepraszam. - nie chciałam litości, nie potrzebowałam współczucia. - Jest tu ciocia?
-Poszła po kawę. Za chwilę wróci.
-To dobrze. - uśmiechnęłam się i w tej chwili do sali wszedł lekarz.
-Proszę wszystkich o opuszczenie sali. Potrzebuję porozmawiać z pacjentką.
Chłopcy i, jak zauważyłam, dziewczyny szepczące w kącie wyszli na korytarz, mamrocząc pod nosem pożegnania.
-Jak się pani czuje? - zapytał mężczyzna. Był może koło 35 lat.
-Jakby walec po mnie przejechał. - uniosłam kąciki ust kpiąco.
-Czyli środki przeciwbólowe przestają działać. Orientuje się pani, co się działo od niedzieli rano?
-Nie do końca. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
-W niedzielę pani płuca były pełne płynu. Odciągnęli go w Bolingbroke, ale w nocy miała pani zapaść. Na stole operacyjnym serce zatrzymało się, ale wznowiło pracę, cudem. Lekarze spisywali wtedy panią na straty. Odzyskała pani świadomość w poniedziałek około południa i wydawało się, że najgorsze za panią, lecz w nocy coś się stało, nadal nie wiemy co. Koledzy z Bolinga wprowadzili panią w stan śpiączki farmakologicznej, a później wysłali do nas. Spała pani do dzisiejszej nocy. Pani płuca w nocy nie chciały pracować i była pani podłączona do respiratora, ale rano zaczęły funkcjonować, jakby nigdy nie była pani chora. Pani stan bardzo szybko się poprawia. Jeśli tak dalej pójdzie w przyszłym tygodniu wypuścimy panią do domu. Jednak przez następne 3 miesiące będzie musiała pani zjawiać się w szpitalu na kontrolę co 2 tygodnie, ewentualnie co 3. Zrozumiała pani wszystko?
-Tak, dziękuję.
-Zobaczymy się na obchodzie za dwie godziny. - uśmiechnął się i wyszedł. Rozmawiał chwilę z Zaynem, a potem wpuścił ich do sali.
-Zostało nas trzech. - Mulat uśmiechnął się smutno. - The Vamps mają próby do koncertu w piątek, dziewczyny poszły do pracy, bo od przedwczoraj brały urlopy. Harry i Niall poszli po coś do jedzenia, a ciocia po kawę.
-Powinniście iść do domu. Nic mi nie jest i sobie poradzę. Lekarz powiedział, że jest już w porządku i będę zdrowa. - zapewniłam.
-Ostatni raz, gdy to słyszeliśmy, zapadłaś w śpiączkę. - wtrącił drwiąco Liam. Posłałam mu potępiające spojrzenie.
-A wasz manager i trasa koncertowa za 2 tygodnie? Nie musicie robić prób ani nic innego?
-Dopiero wieczorem.
-Idźcie spać! Ja muszę pogadać z ciocią! Macie 20 minut, a potem powiem ochronie, żeby was nie wpuszczali do szpitala przez tydzień. - przekrzywiłam śmiesznie głowę, zrobiłam surową minę i wskazałam drzwi. Liam i Zayn spuścili głowę "Jeszcze tu wrócę" i wyszli. Louis podszedł do mojego łóżka ze skruszoną miną.
-Ja chciałem przeprosić za tamte drzwi, co zatrzasnąłem ci przed nosem. Nie byłem sobą. Wyglądał, jakby zaraz miał się rozpłakać.
-Louis, wyluzuj. Nie jestem pamiętliwa i Liam mi wszystko wytłumaczył. A poza tym jestem ci to winna. - uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
-Za Zayna? - spytał, a ja skinęłam głową. - Trzymaj się Mała! Ja idę pilnować tamtych dwóch głupków.
-Nie wypuść ich dzisiaj już z domu, okey? Leć już.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Tragiczny wyszedł, ale jest :) Przepraszam, że tak długo, ale wszystko, co napisałam, nie podobało mi się. Następny we wtorek, bo jutro brak czasu, to samo poniedziałek. Do napisania!
Pozdrawiam 
Luna :D

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 9

Rozdział 9

Byłam w sali, która miał dwie ściany ze szkła. Była ogromna. Po jednej stronie stało moje łóżko, a na drugim końcu pomieszczenia były kanapy i fotele. Na których spali moi przyjaciele.
Alison leżała wtulona w Zayna (podświadomie wiedziałam, że coś się kroi ), obok nich leżeli Connor z Vivien, także blisko siebie. Jedną wersalkę zajmowała ciocia. Na fotelach drzemali Tristan, Niall, Louis, James i Harry. Na ostatniej sofie spał Eric z Lori. Zakochańce. No przecież się nie dowiem! Ale co mi tam, niech się cieszą. W sumie nie przeszkadzało mi to, ale gdyby tam leżał Liam... Nawet nie wiedziałam, skąd wzięła się ta myśl. Właśnie, gdzie on był? Brakowało tylko Payne'a i Brada. Spojrzałam na podłogę wyścielaną dywanem i znalazłam Simpsona. Przewróciłam się na drugi bok, bo tamta pozycja była niewygodna i doznałam szoku. Obok łóżka na krześle spał brunet, a na nim Grey. Odkąd to w szpitalu można mieć zwierzęta i jeszcze w dodatku takie sale? Miałam na twarzy maskę tlenową, ale udało mi się wyszeptać imię kotki, a ona przeciągnęła się i spojrzała na mnie swymi pięknymi niebieskimi oczami. Miauknęła cicho i wskoczyła na moje kolana. Zaczęłam ją głaskać, a ona mruczała uspokajająco. Przypatrywałam się Liamowi. Koszulka delikatnie opinała jego tors i ramiona. Musiał ćwiczyć na siłowni. Nagle naszła mnie ochota, by przesunąć rękach po jego mięśniach na rękach i brzuchu. Odrzuciłam tą myśl i skupiłam wzrok na twarzy chłopaka. Miał długie rzęsy okalające piękne oczy. Powieki były zamknięte, a usta lekko rozchylone. Miałam ochotę go pocałować. Skarciłam się w myślach. Znałam go nawet nie cały tydzień, a już na mnie tak działał. Musiałam się od niego trzymać z daleka i nie zostać zranioną lub mogłam się zakochać i czekać na ostateczny cios od losu, którego nie wytrzymam psychicznie. Spojrzałam na jego włosy, które nie były zbyt długie i stały na żelu do góry. Zaraz po umyciu, musiały być niezwykle miękkie. Moje myśli cały czas biegły w stronę osoby, śpiącej obok mnie na krześle. Musiało mu być cholernie niewygodnie...
Głaskałam kota, by zniwelować palący ból w płucach. Czyli jeszcze miałam płuca! Dotyk delikatnej sierści zwierzaka i cudowny widok śpiącego Payne'a działał na mnie odprężająco. Ułożyłam się jeszcze wygodniej i przyglądałam się sali. Na pewno nie byłam już w Bolingbroke Hospital. Tam na każdym drzwiach sali na OIOMie widniał napis BGB Hospital, a tutaj go nie było. Nagle zaczęło mi burczeć w brzuchu. Nie chciałam nikogo obudzić, więc postanowiłam wezwać pielęgniarkę. Przy łóżku zauważyłam zestaw przycisków. Jeden z nich był zielony. Do przywołania kogoś, gdy nie była potrzebna interwencja lekarza. Nacisnęłam go i po chwili drzwi cichutko się otworzyły. Do pomieszczenia weszła pani po czterdziestce w białym fartuszku. Miała zatroskaną minę. Podeszła do mnie i uśmiechnęła się.
-Witamy z powrotem. Jest noc z środy na czwartek, 20 sierpnia. Wiesz, gdzie jesteś?
-Szpital? Ale za wysoki komfort, jak na normalny szpital. - wychrypiałam.
-Znajdujesz się w Royal Brompton Hospital, na wydziale płucnym, w części apartamentowej. Twoi znajomi powiedzieli, że nie wyjdą ze szpitala, więc przenieśliśmy cię tutaj, by mieli, gdzie spać. Zazwyczaj tego nie robimy, bo te pomieszczenia są przeznaczone dla Rodziny Królewskiej. Ale oni tu siedzieli od twojego przeniesienia z Bolingbroke'a, czyli od jakiś 40 godzin. - uśmiechnęła się do mnie ciepło. - Prawdziwi z nich przyjaciele, a taki narzeczony to skarb. - wskazała podbródkiem Liama. Narzeczony?! Co on im naopowiadał?! Nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak powiedział.
-Dobrze się czujesz? - z zamyśleń wyrwał mnie zaniepokojony głos kobiety.
Próbowałam coś powiedzieć, ale płuca odmawiały mi współpracy. Wskazałam na klatkę piersiową i skrzywiłam się. Pielęgniarka trafnie odczytała moją niemą wypowiedź. Podała mi kartkę i długopis, a potem podeszła do szafki po środki przeciwbólowe. Wbiła mi strzykawkę w rękę i nacisnęła tłoczek. Po chwili moje ciało odprężyło się i ból niemalże zniknął.
Wzięłam do ręki podane mi przyrządy i napisałam "Jestem głodna". Kobieta spojrzała na kartkę i roześmiała się cichutko.
-Zaraz coś ci przyniosę. - wyszeptała. -Ładnego masz kotka. Dzisiaj spałaszował ciastko z pokoju lekarskiego. - uśmiechnęła się, co odwzajemniłam i wyszła. Spojrzałam na Grey. Patrzyła na mnie i ocierała się o moją dłoń. Można było się po niej tego spodziewać.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hej! Napisałam! :D Jest rozdział dłuższy niż poprzednie xD Dziękuję za komentarze mojej Dwójce Wspaniałych :P I zachęcam do komentowania. Jedno słowo, a cieszy :) Następny w... piątek! Jutro nie będę mieć czasu, chyba że będzie padać :P 
Pozdrawiam 
Luna :D

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział 8

Rozdział 8

W progu stał wysoki niebieskooki blondyn z rozjaśnionymi słońcem włosami. Miał sylwetkę greckiego boga. Eric Grade.
Zamknęłam oczy, by się uspokoić. Nie chciałam robić scen przy Liamie ani przy nikim.
-Ty! Wróć, jak wszyscy wyjdą! Albo nie wracaj, jak wolisz... - zwróciłam się do niego i wskazałam drzwi.
-Ale... - jego głos był lekko zachrypnięty, a na jego dźwięk mrowiła skóra. Cały Eric, uosobienie męskości. 
-Nie będę teraz z tobą gadać! Daj mi spokój! - może zachowywałam się jak obrażone dziecko, ale zasłużył sobie na to.
Obrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia. Pozostała trójka patrzyła na mnie ze zdziwieniem. 
-Kto to był? - braciszek już się jeżył.
-Spokojnie, nikt ważny. - ciocia posłała mi karcące spojrzenie. - No co?
-Odkąd wyjechałaś, przychodził codziennie i pytał o ciebie. Wczoraj przyszedł, gdy dzwonił Zayn i usłyszał o szpitalu. Wybiegł z domu, nie miałam okazji z nim porozmawiać. I spotkałam go na lotnisku.
-Mógł pomyśleć, zanim odwalił tamto. - uśmiechnęłam się słodko, pomimo bólu który narastał w piersi. Chciałam o nim zapomnieć i byłam na bardzo dobrej drodze. - I co tam w Australii?
Ciocia siedziała u mnie długo, Liam i Zayn zwinęli się do domu koło 18. Kazałam im nie wracać, co najwyżej następnego dnia i powiedzieć to samo reszcie. Gdy ciocia opuszczała moją salę było po 20. Mówiła, że zatrzymała się w hotelu niedaleko szpitala. W chwili, gdy zamknęła drzwi do mojej sali, padałam ze zmęczenia. Nagle usłyszałam delikatne pukanie. Kogo przywiało? Eric nie siedziałby tu tak długo.
A jednak! Cichutko wślizgnął się do sali. 
-Po co przyleciałeś? Chcesz jeszcze raz pokłócić się o tamten pocałunek?! Po cholerę to jesteś?!
-Usłyszałem, że jesteś w szpitalu. Jak byliśmy razem, już wtedy coś podejrzewałem. Musiałem sprawdzić, czy wszystko w porządku i chciałem cię przeprosić za tamto.
Prychnęłam. Typowe obrażone dziecko.
-Ja wiem, że cię zraniłem. Naprawdę nie chciałem, jakoś samo wyszło.
-Samo wyszło?! Ty się słyszysz?! Dlaczego z Lori?! To omal nie zniszczyło naszej przyjaźni!
-Ja nie wiedziałem, co robię. Nie pamiętam połowy z tego, co robiłem. Nie chcesz ze mną być? Okey, rozumiem. Ale chciałbym się z tobą przyjaźnić, jak za dawnych czasów. Obiecuję, że nie będę niczego próbował.
-No mam nadzieję. - prychnęłam i uśmiechnęłam się do niego. Pomimo, że byłam na niego wkurzona, to strasznie mi go brakowało. Nie chciałam go tracić na zawsze, kochałam go. Ale już nie w ten szczególny sposób. -I jak twoje lekcje surfingu? Dużo nowych uczniów?
-Pewnie! Sami turyści. A ja słyszałem, że ty też uczysz. - wyszczerzył ząbki w sposób, w jaki tylko on potrafił. -Darrio? 
-Tak, jest świetny! Powolutku spełniam swoje marzenia w Londynie, ale brakuje mi naszych imprez w Australii. Ale najbardziej tęsknię za falami.
-Zbierzemy ekipę i polecimy do Francji, jak wyjdziesz ze szpitala. Co ty na to?
Eric siedział u mnie, dopóki nie wyrzuciła go pielęgniarka. Ledwo zamknął drzwi, a ja odpłynęłam.
W środku nocy obudził mnie przeraźliwy ból w piersi. Nacisnęłam czerwony guzik przy łóżku, a resztę pamiętam jak przez mgłę.
Krzyki lekarzy, jakieś pikające urządzenia, a potem już była tylko ciemność.
Nie mogłam otworzyć oczu. Byłam świadoma obecności znacznej ilości osób w pomieszczeniu.
-Ale lekarz mówił, że wszystko już będzie w porządku. Przecież wczoraj już oddychała samodzielnie... - słyszałam ściszone głosy. Ciocia brzmiała na zrozpaczoną.
-Wszystko będzie dobrze, to silna dziewczyna. - Brad?
-Najsilniejsza z nas wszystkich... - przytaknął Zayn.
Ciemność.
-Mała, obudź się. Nie śpij tyle. Muszę jeszcze ci palnąć kilka pogadanek starszego brata. No weź, wróć do nas.
I znowu odpłynęłam. Wracałam "do żywych" kilka razy i zawsze słyszałam zmartwionych przyjaciół. Zorientowałam się, że siedzieli przy mnie cały czas. Był nawet Louis i przepraszał za swoje zachowanie. Przysiągł, że jak tylko się obudzę, to będę mogła zrobić z nim, co będę chciała. Czasami czułam tylko delikatny uścisk dłoni lub dotyk czyjejś skóry.
Gdy wreszcie udało mi się otworzyć oczy, oniemiałam z niedowierzania.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hejka! Jest dłuższy niż poprzedni xD Następny rozdział w czwartek? Ale może się zdarzyć, że coś naskrobię na jutro :P
Aktualizacja bohaterów :P
Pozdrawiam
Luna :D 

sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 7

Rozdział 7

Obudziłam się w jakimś dziwnym miejscu. Czułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Otworzyłam oczy, lecz szybko je zamknęłam. Było niesamowicie jasno w tym pomieszczeniu. Po kilku próbach przyzwyczaiłam wzrok do światła. Leżałam w białym pokoju, a naprzeciwko mojego łóżka było okno na korytarz. Szpital. Nienawidzę szpitali. Odwróciłam się w stronę osoby, która przy mnie siedziała.
-Hej, jak się masz?
-Nie najgorzej. - wychrypiałam.
-Staraj się nie mówić za dużo. Ale nam napędziłaś stracha. Ciocia tu będzie za 2 godziny. Wszyscy się o ciebie martwią. - Zayn wyglądał na zmęczonego.
-Która godzina?
-Jest troszkę przed trzynastą.
-A jak długo tu siedzisz?
-Od czwartej w nocy, miałaś wtedy operację i Liam do mnie dzwonił.
-Liam? - co on tu robił? i dlaczego?
-Tak, był tu od czasu jak cię zabrali, nie chciał nigdzie iść. Siedział pod twoją salą i się zamartwiał. Dopiero rano udało mi się go wysłać do domu, ale podejrzewam, że za chwilę wróci. - uśmiechnął się, a ja byłam zakłopotana. Dlaczego on tu siedział? To raczej po Zaynie spodziewałabym się siedzenia tu tak długo.
Nagle drzwi do sali się otworzyły, a w nich stanął zdyszany Payne.
-Dlaczego mi nie napisałeś, że się obudziła? - zapytał z wyrzutem mojego brata.
-Jakieś 3 minuty temu się odzyskała przytomność. - oznajmił ze śmiechem Mulat. Dlaczego on miał ciemną karnację, a ja pomimo czasu spędzonego na plaży i tak byłam blada?
Liam podszedł szybko do łóżka i usiadł na nim. Uśmiechnął się do mnie promiennie, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. Jak ten chłopak na mnie działa! Odpowiedziałam mu szerokim uśmiechem.
Siedzieliśmy ponad godzinę i śmialiśmy się. Głównie gadali chłopcy, ale czasem też coś mówiłam. Po chwili Zayn wyszedł, by pojechać na lotnisko i odebrać ciocię. Zostaliśmy sami.
-Przepraszam Cię za to zamieszanie wczoraj... - zaczęłam, lecz on mi przerwał, kładąc palec na moich ustach. Miał odciski od gitary, ale jego dotyk był niezwykle przyjemny.
-Wiesz, jak się o ciebie martwiłem? Omal nie umarłaś... - zabrał palec, a ja chwyciłam go za rękę.
-Nie pierwszy, nie ostatni raz. - uśmiechnęłam się do niego. - To opowiadaj, co się działo, jak odpłynęłam.
Mówił długo, lecz widziałam, że nie wszystko. Coś go trapiło. Irracjonalnie chciałam mu pomóc i być blisko niego. Coś mnie do niego ciągnęło i najwyraźniej działało to w obie strony.
Gadaliśmy długo i przy okazji lepiej się poznawaliśmy. Dowiedziałam się, że przez przypadek trafił do X-Factora. Wspominał o początkach zespołu i o tym, że na początku Zayn był bardzo skryty i nawet im nie powiedział o siostrze. Opowiedziałam mu o przeprowadzce i spotkaniu dziewczyn, o lekcjach surfingu i imprezach. Oboje unikaliśmy jak ognia tematu związków. Pomimo wszystko, za krótko się znaliśmy.
Czułam się coraz lepiej. Lekarz zaglądał kilka razy i mnie badał. Powiedział, że jak dobrze pójdzie, to na początku września wyjdę ze szpitala. Cieszyłam się jak głupia, ponieważ 15 września miałam przesłuchania na uczelnię.
Drzwi ponownie skrzypnęły i podnieśliśmy wzrok. W progu stał Zayn, za nim moja ukochana ciocia, a za nią osoba, której nie chciałam nigdy więcej oglądać na oczy.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Coraz krótsze są rozdziały xD Coś się dzieje z bloggerem :/ Pisany na szybko, więc może być dużo błędów :P Następny we wtorek lub środę :) Dziękuję za komentarze :D
Pozdrawiam
Luna :D

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 6

Rozdział 6

*Oczami Liama*
Siedziałem pod salą operacyjną i czekałem na jakiekolwiek wiadomości. Kilka razy zaczepiałem pielęgniarki, ale jedna z nich wydarła się na mnie, że tylko marnuję ich czas, który jest potrzebny Lunie. Operacja trwała już dobre półgodziny.
Zacząłem się zastawiać, co jest ze mną nie tak. Zaledwie przedwczoraj poznałem dziewczynę, a teraz nie mogłem sobie wyobrazić tego, że nie poznam jej lepiej. Wstałem gwałtownie, nie mogąc usiedzieć na miejscu. I wtedy wpadł przerażony Zayn.
-Co z nią? - zapytał zdyszany.
-Nie wiadomo. Nic nie chcą powiedzieć. - odpowiedziałem smutny, Mulat musi czuć się jeszcze gorzej.
-Cholera! Jak byłem w Australii, wszystko było w porządku!
Nie wiedziałem, co mu odpowiedzieć, ani jak go pocieszyć.
-Gdzie Brad?
-Chłopcy siłą go stąd zabrali jakieś dwie godziny temu. Strasznie się tym przejmuje. On uważa, że to jego wina. - odpowiedziałem ze spuszczoną głową. Było mi żal gościa.
-Niby czemu?
-Czytałeś tamtą gazetę? - zaprzeczył. - Masz szczęście. Simpson powiedział dziennikarzom, że Luna jest ich nową choreografką. A ci wymyśli, że kręcą ze sobą. Zrobili jeszcze kilka zdjęć w klubie jak witała się z nami i tańczyła z tamtym gościem. I ogólnie cały wydźwięk artykułu można była zinterpretować jak "Choreografka The Vamps jest dziwką". Brad uważa, że gdyby nic nie powiedział reporterom, to by zostawili Lunę w spokoju i jej nic by się nie stało. - Zayn patrzył na mnie z otwartą buzią. - A tak właściwie to gdzie reszta?
-Zadzwonię do nich rano, jak się obudzą. Wystarczy, że my tutaj jesteśmy. Oni potrzebują odpoczynku. Gdybyś widział Alison albo Lori... - westchnął z rezygnacją. - Ty też powinieneś odpocząć.
-Odpocznę po śmierci, teraz najważniejsza jest Luna.
-Mogę o coś zapytać? - skinąłem głową zaciekawiony. - Luna wpadła ci w oko?
Zrobiłem się cały czerwony. Czy to aż tak widać?
-A nie zabijesz mnie, jeśli powiem, że tak? - zapytałem z lekkim strachem. On tylko się uśmiechnął pobłażliwie.
Czekaliśmy pod salą jeszcze jakieś trzy godziny, a Zayn opowiadał znane mu historyjki z życia siostry z Australii. Z jego opowiadań można było wywnioskować, że Ruda była twardą dziewczyną, która się nie daje.
Po chwili z sali operacyjnej wyszedł lekarz. Wyglądał na zmęczonego. Pobladłem i wstałem.
-Pańska narzeczona trzyma się dobrze. Mocno musi pana kochać, bo jej serce choć się zatrzymało, wznowiło pracę. Myślę, że jeśli jej stan do jutra się polepszy, to będzie mogła prowadzić normalne długie życie. Teraz proszę jej dać odpocząć i iść do domu. Około 15 będzie mógł pan ją odwiedzić. - uśmiechnął się i odszedł.
Odetchnąłem z ulgą i osunąłem się na krzesło. Nie minęła minuta, a obok nas przeszła pielęgniarka, pchając łóżko, na którym leżała nieprzytomna Luna.
Zayn dał mi klucze do jego samochodu, którego nigdy nikomu nie pożycza i kazał jechać do domu się przespać. Było już po ósmej i gdy wszedłem do naszej willi, rzucili się na mnie przyjaciele.
-I co z nią? My wczoraj byliśmy w redakcji tamtej gazety i oznajmiliśmy im, że ich pozwiemy, ponieważ ingerują w sprawy, w które nie powinni. Powiedzieli, że w następnym artykule wszystko wyjaśnią, a potem zostawią Rudą w spokoju. - Harry zawsze był wygadany, więc to on załatwiał takie sprawy.
-Jej stan jest stabilny. Wszystko idzie ku dobremu. - uśmiechnąłem się zmęczony. Nie spałem od ponad 24 godzin. - Padam na twarz. Idę się kimnąć trochę i wracam do szpitala.
Poszedłem do pokoju, który był dziwnie pusty. Wziąłem szybki prysznic, a potem poczłapałem do łóżka.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Jest rozdział! Trochę nic się nie dzieje :P Zayn i Liam mają rozkminy xD Następny w niedzielę :P Posty będą się zawsze pojawiać po 17 lub później do 23 :))
Pozdrawiam
Luna :D

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 5

Rozdział 5

~Oczami Zayna~
Gdy podjechaliśmy z Alison do budynku, w którym znajdował się penthouse dziewczyn, zamarliśmy. Pod drzwiami hotelu stała karetka. Zatrzymałem samochód tuż za nią. Wyskoczyłem z auta w momencie, gdy z wieżowca wybiegli ratownicy medyczni z wózkiem. Pobiegłem w tamtą stronę, lecz zamarłem, widząc rude kosmyki włosów. Zatrzymałem się i nie mogłem ruszyć się z miejsca. Z budynku niedaleko mnie wypadli zdyszani przyjaciele. Liam ruszył biegiem do ambulansu i coś krzyczał do nich. Pozwolili mu wsiąść i zamknęli drzwiczki. Włączyli syreny alarmowe i odjechali szybko. Podeszła do mnie Lori z Bradem, Connorem i Vivien w piżamie. Po chwili Alison także do nas dołączyła.
-Co się do cholery stało?! - zapytałem zdenerwowany.
-Zayn, spokojnie... - Brad próbował mnie uspokoić i wytłumaczyć co się dzieje.
-Jak mam być spokojny?! Właśnie zabrali moją siostrę do szpitala!
-Zayn! Uspokój się! - krzyknęła Alison, a po jej twarzy płynęły łzy. - Może ktoś w końcu nam powiedzieć, dlaczego Luna pojechała do szpitala? - jej głos drżał, a jej ciało zaczęło się trząść. Zbliżyłem się do niej i przytuliłem. Nasze ciała przeszedł dreszcz.
-Rano przyjechaliśmy z Connorem, żeby pogadać z Rudą, ale spała. Liam pił kawę w kuchni, a Lori siedziała i wgapiała się w ścianę. Wzięliśmy więc Lori na zakupy i znaleźliśmy dość ciekawy artykuł na temat Luny. Gdy wróciliśmy, sprzątała po śniadaniu. Niebieska rzuciła jej gazetę, a ona zaczęła się dusić. Zadzwoniłem po pogotowie. Liam opanował sytuację, ale Luna chciała przeczytać artykuł. Później zaczęła krzyczeć zdenerwowana i kaszleć. Nie minęła nawet chwila, a jej stan był krytyczny. I wtedy wpadli ratownicy i zabrali ją do Bolingbroke Hospital. I jesteśmy tutaj. - Brad szybko mówił, ledwo co rozumiałem.
-Dobra! Ja, Alison, Lori i Brad jedziemy do szpitala. Connor zaopiekuj się Vivien. - powiedziałem i ruszyłem do porzuconego samochodu.
-Okey! - krzyknął chłopak, objął ramieniem blondynkę i zabrał do budynku.
Wsiadłem szybko do samochodu, a pozostała trójka za mną. Skierowałem się w stronę szpitala. Po 10 minutach jazdy zaparkowałem na podziemnym parkingu. Zapytaliśmy w recepcji na parterze o Lunę, lecz pielęgniarka nie udzieliła nam żadnych informacji. Zadzwoniłem do Payne'a.
-Gdzie jest Luna?
-Na OIOM'ie. Piętro 5. Sala zabiegowa 103. Pospieszcie się. Nie jest z nią dobrze. - moje oczy były pełne łez, zacisnąłem je ze złością. Moje ręce trzęsły się niemiłosiernie. Pobiegłem do windy i nacisnąłem przycisk piątego poziomu. Gdy wysiedliśmy z maszyny, pognałem pod odpowiednie pomieszczenie. Przy nim zobaczyłem Liama, który siedział na krześle i miał ukrytą twarz w dłoniach. Spojrzał na mnie zaczerwionymi oczyma. Co się z nim dzieje? Przecież poznał ją dopiero wczoraj. Niemożliwe, żeby aż tak się nią przejmował ze względu na mnie. Ale to nie było ważne.
Podszedłem do szyby i ujrzałem moją młodszą siostrzyczkę bladą jak ściana w otoczeniu wielu lekarzy. Podawali jej jakieś leki i wtłaczali tlen do jej płuc. Z jednego boku wystawał dren. Pojemnik był już pełny w połowie. Nie za dobrze.
Nawet się nie zorientowałem, gdy wyszedł jeden z doktorów. Za rękę pociągnęła mnie Alison i zwróciła moją uwagę na niego. Podszedł do nas.
-Który z panów jest narzeczonym dziewczyny? - narzeczonym?! Jakim narzeczonym do cholery?! Liam wystąpił do przodu. - Zapraszam do gabinetu.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i wyszeptał "wytłumaczę ci to". Wszedł za facetem do pokoju na końcu korytarza.
Byłem zdenerwowany i zdezorientowany. Po jakiś 15 minutach wrócił Payne. Nie był radosny.
-Jest potrzebna natychmiastowo operacja. Potrzebują zgody Luny, bo skończyła 18 lat lub jej opiekuna prawnego do osiemnastki. - powiedział smutny. - Powiedziałem w karetce, że jestem jej narzeczonym, bo nic nie chcieli mi powiedzieć. Tobie by nie uwierzyli, że jesteście rodzeństwem, bo macie inne nazwiska. Przepraszam. - głos mu się łamał i słychać w nim było wzbierający ból.
-Stary... - podszedłem do niego i przytuliłem po męsku. - Sorki, ale teraz muszę zadzwonić do cioci.
Ciocia była przerażona. Mówiła, że przyleci następnego dnia wieczorem i podpisze tą zgodę. Rozmawialiśmy chwilę i gdy rozłączyła się, uspokoiłem się troszkę.
Siedzieliśmy pod salą kilka godzin. Stan Luny był ciężki. Bez operacji nie przeżyłaby miesiąca. Dziewczyny płakały. Liam siedział na krześle i wpatrywał się w szybę oddzielającą go od dziewczyny. Mnie nosiło. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego Payne interesuje się tak bardzo moją siostrą. Na pewno nie ze względu na mnie. Może mu się spodobała. W sumie nawet dobrze. Nie musiałby się martwić, że to nieodpowiedni chłopak. Znałem go na wylot i zawsze wiedziałem, co mu po głowie chodziło. I łatwo można by ich kontrolować. Tak, gdyby się okazało, że się w sobie zakochają, nie miałbym nic przeciwko. Ale w sumie nie moja sprawa. Byle, żeby była zdrowa.
Wróciłem z dziewczynami do penthouse po 22. W szpitalu został Liam z Bradem. Na parkingu mijaliśmy Jamesa i Tristana. Gdy weszliśmy do mieszkania, zobaczyliśmy Connora oglądającego telewizję, Dzwonił kilka razy do Brada i pytał o Lunę, gdy byliśmy w hospicjum.
-Gdzie Vivien? - zapytała Alison zmęczonym głosem. Przeżywała to tak samo jak ja.
-Śpi. Dałem jej środki uspokajające, a przed chwilą nasenne. Mówiła, że wczoraj nie za dużo spała, a dzisiaj nie zaśnie. - wyjaśnił niebieskooki.
-Dobrze. Musi odpocząć, wszyscy muszą. - powiedziałem. - Idę się wykąpać i spróbuję zasnąć. - zabrałem torbę z rzeczami przywiezionymi rano i poszedłem do pokoju gościnnego. Lori jeszcze chwilę rozmawiała z Connorem, a Alison pobiegła do swojego pokoju.
Po 30 minutach leżałem w łóżku i nie umiałem zmrużyć oka. Zacząłem myśleć o nadchodzących koncertach i trasie. Przy tym zawsze zasypiałem bez problemu. Po chwili usnąłem.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Popatrzyłem na zegarek. Czwarta nad ranem. Spojrzałem na wyświetlacz i zamarłem.
-Liam, co jest? - zapytałem kompletnie rozbudzony.
-Ona... Pogorszyło się... Miała zapaść... Wzięli ją na blok... Nie wiem, co się dzieje... Lekarze mówią, że nie ma czasu...
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hejoo! Jest dzisiaj, a miał być jutro! :D Dziękuję, za komentarze i zachęcam do komentowania, to nie boli :) Następny w piątek :P
Pozdrawiam
Luna :D

poniedziałek, 14 lipca 2014

Rozdział 4

Rozdział 4

Obudził mnie rano cudowny zapach. Zwlokłam się z łóżka z zamiarem rychłego powrotu. Niedziela była dniem wolnym od pracy i obowiązków. Tylko relaks. Nie przebierając się z piżamy, podążyłam za piękną wonią, która prowadziła mnie do kuchni. Przymknęłam oczy z przyjemności i szłam dalej. Nagle uderzyłam w ścianę. Zamknęłam oczy i upadłam na podłogę z hukiem. Zaczęłam pocierać dłońmi czoło, którym przyłożyłam w dzieło szatana. Po chwili poczułam, że się unoszę. Oszołomiona podniosłam powieki i napotkałam zmartwione czekoladowe tęczówki. 
-Wszystko okey? - zapytał łagodnym głosem, nadal mnie trzymając.
-Tak, dzięki. Możesz mnie postawić. Po prostu przyłożyłam w ścianę i się przewróciłam. - uśmiechnęłam się. - Puść mnie, jestem ciężka.
-Dobrze wiesz, że jesteś lekka jak piórko. Pozwól, że zaniosę cie na śniadanie. - przycisnął mnie do siebie i mogłam usłyszeć szybkie bicie jego serca. Mogłam się założyć, że moje biło jeszcze szybciej. Skierował się w stronę kuchni i posadził mnie na krześle przy wyspie na środku kuchni. Po chwili przede mną pojawił się talerz pełen naleśników i słoik z nutellą. Naprzeciwko mnie usiadł Liam ze swoją porcją. Dopiero wtedy spostrzegłam, że byliśmy sami.
-Gdzie reszta?
-Zayn i Alison pojechali po jakieś rzeczy dla nas, bo Zayn powiedział, że albo ty się do nas wprowadzisz na tydzień albo my zamieszkamy tu. Twój braciszek bardzo się do mnie przywiązał, jak widać. Lori poszła na zakupy z Bradem i Connorem, bo już tu byli, żeby pogadać. A Vivien odsypia. Cały czas gdzieś łaziła. Zasnęła coś po piątej.
-Niepotrzebnie was martwiłam. - jak mogłam być tak głupia i wyjąć inhalator przy nich?
-Moim zdaniem niepotrzebnie przed nimi to ukrywałaś. Więcej czasu spędziłabyś z nimi. - uśmiechnął się do mnie ciepło. Nie myśląc, zeszłam z krzesła, podeszłam do niego i wtuliłam się w jego gorące ciało. Zeskoczył ze stołka i objął mnie ramionami. Czułam się bezpiecznie, wiedziałam, że z Liamem nic nie mogło mi się stać.
-Dziękuję. - wymamrotałam w sweter, który miał na sobie.
-Nie masz za co Mała. - wiedziałam, że się uśmiechał.
Staliśmy tak dłuższą chwilę, rozkoszując się ciepłem drugiej osoby. Gdy oderwaliśmy się od siebie, oboje spłonęliśmy rumieńcem. Chłopak odchrząknął nerwowo.
-Naleśniki wystygną. 
-Tak. - wyszeptałam ze wzrokiem wbitym w moje bose stopy. Wróciłam na swoje miejsce i dokończyłam śniadanie. W momencie, gdy odkładałam talerz do zlewu, do mieszkania wpadła Lori z chłopakami. Rzuciła mi gazetę. Nie wiedziałam, o co chodziło. Spojrzałam na okładkę i zrobiło mi się słabo. Zaczęłam szukać inhalatora po kieszeniach, ale nie znalazłam go. Spojrzałam na Liama z przerażeniem i wyszeptałam "Mój pokój". Po czym osunęłam się na podłogę, zwijając w kłębek, usilnie próbując nabrać powietrza. Dźwięki wokół mnie się wygłuszyły i byłam skupiona na coraz dotkliwszym bólu w płucach. Coraz trudniej było zaczerpnąć choć odrobinę tlenu. Ciemność zaczęła mnie otaczać z każdej strony, lecz w ostatniej chwili poczułam na ustach plastik i usłyszałam opanowany ton głosu.
-Luna, teraz głęboko odetchnij. - jednak zaraz w głosie rozbrzmiała rozpacz. - Cholera Luna, zacznij w końcu oddychać! Nie rób mi tego Mała! Walcz! - ktoś krzyczał.
Zaciągnęłam duży haust tlenu w czystej postaci, wydzielanego przez sprzęt. Ciemne plamy zaczęły znikać sprzed oczu, aż w końcu widziałam w kolorach. Nadal oddychałam tylko dzięki inhalatorze. Zobaczyłam Payne'a wpatrującego się we mnie, który trzymał urządzenie w dłoniach. Kawałek dalej stali Connor i Lori, a za nimi szybko chodził Brad i rozmawiał przez telefon. Gdy skończył odwrócił się w stronę Liama.
-Karetka już jedzie. - oznajmił zdenerwowanym tonem, a brunet skinął mu głową. Karetka?! Zerwałam się z podłogi i ponownie bym upadła, gdyby nie chłopak. Wziął mnie po raz drugi tego dnia na ręce i zaniósł na kanapę. Położył mnie delikatnie, a ja zaraz próbowałam usiąść, lecz przytrzymał mnie w pozycji leżącej. Fuknęłam z irytacją.
-Nigdzie nie jadę. - powiedziałam wkurzona.
-Owszem tak. - wtrącił się Brad.
-Wcale nie. - nie chciałam jechać do szpitala, za dużo czasu tam spędzałam. Jeszcze ta durna gazeta. - Podajcie mi tamto dziadostwo. - posłusznie Connor podał mi czasopismo.
"Nowa choreografka The Vamps: gra na dwa fronty? Nawet na więcej!"
Przerzuciłam kilka stron i zaczęłam czytać.
"Nowa choreografka słynnego boysbandu, Luna (nazwisko i wiek nieznany) była widziana wczoraj z kilkoma różnymi chłopakami. Mamy zdjęcia! Pierwsze była na spacerze z Bradley'em Simpsonem (lat 19)(zdjęcie nr 1), później pojechali razem do klubu dyskotekowego 'Victoria Park' (zdjęcie nr 2), gdzie niesamowicie tańczyła z innym chłopakiem (osoba nieznana mediom)(zdjęcie nr 3). Niedługo potem flirtowała z Liamem Payne'em (lat 20) z One Direction (zdjęcie nr 4), a później z Zaynem Malikiem (lat 20)(zdjęcie nr 5). Mamy zdjęcia, gdy siedzi z całymi zespołami i trzema innymi dziewczynami w Loży Vipowskiej.
Nie wiadomo, jakie relacje łączą ją z chłopakami, ale się tego dowiemy! Luna jest bardzo tajemniczą osobą i nie ma żadnych zahamowań, jeśli chodzi o chłopaków. Postaramy odkryć jej tożsamość jak najszybciej!"
-Że co?! Jeden to mój szef, drugi to kolega, z którym będę studiować, trzeci to brat, a Liam to przyjaciel! A oni myślą, że kim jestem? Jakąś dziwką?! - darłam się i zaczęłam kaszleć. Znowu nie mogłam nabrać powietrza i cały czas krztusiłam się. Próbowałam włożyć inhalator do ust, lecz nie dałam rady. Nagle drzwi windy otworzyły się i do środka wbiegli ratownicy medyczni. Kazali wszystkim się odsunąć i przełożyli mnie na noszach. Jeden z nich na twarz nałożył mi maskę tlenową i to było ostatnie, co pamiętam.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Rozdział króciutki, ale postanowiłam dzisiaj dodać. Sorki za błędy. Następny będzie w czwartek. Duuuużo dłuższy :)
Dziękuję za komentarze i pozdrawiam
Luna :D

piątek, 11 lipca 2014

Rozdział 3

Rozdział 3

Zobaczyłam uśmiechniętego Liama, a za nim pozostałą część zespołu.
-Widziałem, jak tańczysz z tamtym kolesiem. Wymiatasz dziewczyno. - czekoladowooki nachylił się i wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz. 
-Dzięki - także wyszeptałam mu do ucha i się zarumieniłam.
-Mała, co to był za facet? Nie za stary dla ciebie? - Zayn włączył tryb nadopiekuńczego starszego brata.
-Michael, jest w moim wieku. Jeśli się dostanę na studia, będziemy razem chodzić na zajęcia. Zadowolony? Czy podać ci szczegółowy życiorys? - zapytałam ze śmiechem.
-Wystarczy, ale tańczyliście, jakbyście zaraz mieli się rozebrać i...
-Nie kończ. Wcale tak nie było. Po prostu dobrze się bawiłam. - uśmiechnęłam się do niego. - Nic mi się nie stanie. W Sydney ciocia zapisała mnie na Krav Magę. Samoobrona wersja hardcore. Potrafię o siebie zadbać. - pocałowałam go w policzek. Braciszek chwycił mnie za rękę i drugą wskazał na środek parkietu. Pokiwałam głową i pociągnęłam za sobą także Liama. Nagle obok mnie zmaterializowali The Vamps i moje przyjaciółki. Brad pocałował mnie w policzek i uśmiechnął się do Zayna.
-Faktycznie macie te same oczy. - chłopak przytulił mnie od tyłu, a Zayn i Liam posłali mu mordercze spojrzenia. Chwila Liam? Nie miałam jednak czasu, by się nad tym zastanowić.
-Luna, możesz mi wyjaśnić, dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś z Bradem? - zapytał podirytowany Mulat.
Spojrzeliśmy na siebie z Simpsonem i wybuchnęliśmy nieopanowanym śmiechem. Ze śmiechu zaczęłam się dusić. Wyjęłam z kieszeni inhalator i odetchnęłam. Wtedy zdałam sobie sprawę, co zrobiłam. Tylko ciocia wiedziała o mojej chorobie, nawet przyjaciółkom nie powiedziałam, co dopiero Zaynowi. Napotkałam 12 zaszokowanych spojrzeń. Wskazałam na loże dla VIP'ów, które były za dźwiękoszczelnymi szybami, skierowałam się w tamtą stronę i usiadłam na środku kanapy. Po chwili cała dwunastka usadowiła się obok.
-Więc tak... nie wiem jak zacząć... - ukryłam twarz w dłoniach. Miałam nadzieję, że nikt nigdy się nie dowie.
-Może od początku? - zaproponował cicho Niall, posyłając mi pokrzepiający uśmiech.
-Nasi rodzice... - spojrzałam na Zayna błagalnie. - Tą część historii lepiej ty opowiedz. - miałam przeczucie, że chłopcy z zespołu nie znali historii dzieciństwa Malika.
-Miałem dwa latka, gdy Luna się urodziła. Pamiętam, jak przez mgłę, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, - uśmiechnął się do wspomnień - była taka malutka i blada, a jej rude włoski sterczały na główce. Była płaczliwym dzieckiem. Budziła się wiele razy w nocy z niewiadomych przyczyn. Gdy miała 3 lata, nadal budziła się, ale już nie płakała. Bo gdy płakała, ojciec ją bił. - wzdrygnęłam się, doskonale pamiętam te uderzenia pasem i to jak bolało. - Byłem mały i nie rozumiałem, co się dzieje. Luna zaczęła się zamykać w sobie, a rodzice zaczęli pić. Stawali się alkoholikami, lecz dla mnie nadal byli nieskazitelni. Nigdy na mnie nie krzyczeli, nie podnieśli ani razu ręki, dawali pieniądze na zabawki. Ale Lunę traktowali jak psa. Bili, nie dawali jeść, sam oddawałem jej swoje jedzenie, gdyż nie mogłem patrzeć, jak się nad nią znęcają. Miałem 13 lat, gdy odważyłem się stanąć w jej obronie, lecz matka chwyciła mnie mocno i kazała patrzeć, jak ojciec katuje Lunę. Byli pijani. Gdy mnie puściła, podbiegłem do niej. Ona umierała. Była cała poobijana, miała połamane żebra i nie mogła oddychać. Dzień wcześniej w szkole mieliśmy kurs pierwszej pomocy. Zadzwoniłem po karetkę i próbowałem jej pomóc, lecz się nie dało. Byłem gówniarzem, który nie mógł pomóc swojej siostrze, która cierpiała za niego. Nigdy się nie skarżyła, w szkole uczyła się pilnie, by zapewnić sobie przyszłość. Była cichą zakompleksioną dziewczynką, z siniakami na całym ciele. Gdy karetka przyjechała, zabrali ją do szpitala. Zapadła w śpiączkę. Odwiedzałem ją codziennie, a rodzice zachowywali się, jakby nie istniała, umarła. Obudziła się po roku. Jeszcze trzy lata mieszkała z nami, unikając rodziców, jak ognia. Policja była bezsilna, ponieważ ona nigdy nie chciała zeznawać. Nigdy nie płakała, nie próbowała się zabić, choć większość osób, by to zrobiła. Jednak nie Luna. Zaczęła zadawać się z tancerzami, zarówno jak i baletnicami, tak i z ulicznymi. Już wtedy niesamowicie tańczyła. W dniu jej piętnastych urodzin pojawiła się ciocia Isabelle, która dopiero wtedy dowiedziała się o naszym istnieniu. Jako, że miałem 17 lat, wynajęła dla mnie małą kawalerkę i zapłaciła za szkołę, bym mógł się uczyć. Lunę zabrała do Australii i wychowywała, jak własną córkę. W każde wakacje spotykaliśmy się albo w Londynie, albo w Sydney. Co roku, była bardziej, jakby to powiedzieć, żywa. Miała wspaniałe przyjaciółki, które pomagały jej zapomnieć. Wiedziałem, że nigdy nikomu nie powie, co robili jej rodzice. Ale nie sądziłem, że może być chora. - wiedziałam, że wszyscy na mnie patrzą, ale ja nadal wpatrywałam się w swoje dłonie. Czułam, że moje oczy są pełne łez, lecz wtedy, gdy miałam 12 lat, obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę płakać i tej obietnicy miałam zamiar dotrzymać. Zacisnęłam oczy, uspokoiłam oddech i spojrzałam na każdego z osobna. Wszyscy byli poruszeni, a Lori miała czarne smugi na policzkach, pozostałe dziewczyny także.
-Miesiąc po przyjeździe do Australii, trafiłam do szpitala. Było kiepsko. Jedną nogą byłam już na tamtym świecie. Lekarze powiedzieli, że w płucach zebrał się płyn i nie będę mogła tymczasowo samodzielnie oddychać. Byłam ponad dwa tygodnie non-stop pod opieką lekarzy. Dawali mi różne leki, robili badania, a ja nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam nawet podnieść ręki, nie miałam siły. - zaczął mi drżeć głos. - Isabelle nie opuszczała szpitala, miała nawet łóżko w mojej sali, w końcu jest milionerką. Czuwała. Nie znałam jeszcze wtedy żadnej z was. - wysiliłam się na uśmiech dla dziewczyn - Gdy wypuścili mnie ze szpitala, zapamiętałam jedną myśl, którą kiedyś podsunął mi lekarz. "Jestem silna, przeżyłam, a powinnam nie żyć. Ale na jak długo?" - westchnęłam - Właśnie, na jak długo? Lekarze nadal nie wiedzą, skąd bierze się ten cholerny płyn, co miesiąc ściągają mi go, lecz jest coraz więcej za każdym razem. W Londynie jest więcej specjalistów, więc mnie tu przysłali, a przy okazji spełnię swoje marzenia. Jest taki jeden Derek. Pracuje w szpitalu. Jest stażystą i jako jedyny odważył się mi powiedzieć, że mam się wziąć w garść, bo nie przeżyję. Zaczęłam tańczyć. Trenowałam, by pozbyć się choroby. Moja metoda przynosiła skutki, czułam się lepiej i silniej, lecz przybywało dziwnej substancji. Lekarze powiedzieli, że będę mogła dożyć później starość, lecz wiąże się to z tym, że przynajmniej 2 razy w miesiącu mam wizyty kontrolne w klinikach. Dwa tygodnie temu zdiagnozowali przyczynę mojej choroby. Nawet nie umiem wytłumaczyć, na czym to polega. Dostałam inhalator, ponieważ coraz częściej się duszę. Ale jest szansa, na całkowite pozbycie się choroby, lecz jeśli to nie poskutkuje, zostaną mi 3 miesiące. Dlatego chcę, jak najwięcej zobaczyć, zwiedzić, przeżyć. I proszę was o to, skoro już wiecie, byście mi tego nie utrudniali i nie martwili się o mnie, zrozumiano? - uśmiechnęłam się do nich. - A teraz tłumaczę sprawy bieżące. Brad i ja się przyjaźnimy. I jestem... ich choreografką. Dzisiaj zaproponowali mi wspólne mieszkanie, lecz nie chcę zostawiać dziewczyn, więc odpada. Chcę też spędzić trochę czasu z Zaynem, dopóki mogę. To kto idzie tańczyć? - zapytałam wesoła, udając, że wcale przed chwilą nie powiedziałam im, że umieram.
Nikt się nie ruszył, więc zostawiłam ich samych, schodząc po schodach. Gdybym się dowiedziała, że Zayn umiera, nie wyszłabym z domu przez miesiąc, więc się nie dziwiłam, że nikt nie chciał nigdzie iść. Potrzebowali ochłonąć i spędzić trochę czasu beze mnie. Podeszłam do baru i pokiwałam na Jimmy'ego.
-Daj mi coś. Najmocniejsze, co masz. Może być wszystko, byle mocne. I trochę soku limonko-cytrynowego. 
Po chwili przede mną stała tequila i szklanka soku. Szybko opróżniłam szkło i wskazałam, by chłopak napełnił jeszcze raz. Wychyliłam ponad 10 kieliszków i uznałam, że czas wracać do domu. Było po 2. Pomachałam Jimmy'emu i wyszłam z klubu. Szybko przebiegłam dystans do budynku i wsiadłam do windy. Po ostatnim tygodniu imprez w Australii uodporniłam organizm na alkohol, normalna dziewczyna już by leżała pod stołem, a mi dopiero lekko szumiało w głowie. Weszłam do mieszkania i poszłam do pokoju. Opróżniłam kieszenie i wyrzuciłam wszystko z wyjątkiem małego urządzenia na łóżko. Poszłam do garderoby po piżamę i ruszyłam do łazienki. Długo stałam pod prysznicem i rozmyślałam. Gdy Zayn opowiadał o rodzicach, miałam wrażenie, jakby siebie winił, za to, że mnie bili. To nie była jego wina. Tylko moja. Nie była ich cichutkim dzieckiem, lecz bachorem, które marnuje pieniądze i jedzenie. To, że są alkoholikami to tylko i wyłącznie moja wina.
Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i w piżamie, położyłam się do łóżka, wpuszczając na kolana Grey. Dostałam ją na 17 urodziny od cioci. Tęskniłam za nią. Ile bym dała, by mnie przytuliła. Zaczęłam głaskać kotkę, ale przerwał mi to dzwoniący telefon. Schyliłam się po niego i odebrałam, nie sprawdzając, kto dzwoni.
-Hej Skarbie. Jak się czujesz? - usłyszałam upragniony głos mojej opiekunki.
-Ciociu! Nawet nie wiesz, jak tęsknię za tobą. Nawet dobrze, dużo tańczę. - uśmiechnęłam się.
-To cudownie! Widziałaś się z Zaynem?
-Tak, dzisiaj rozmawialiśmy. I wszyscy się dowiedzieli. - mruknęłam.
-O chorobie? A mówiłaś im o operacji? - zapytała podejrzliwie.
-Coś tam wspomniałam, ale nie o wszystkim.
-Jaka była reakcja dziewczyn? Złe, że im nie powiedziałaś?
-Płakały. - odparłam smutna.
-Wszystko się ułoży. Za niedługo przylecę do Londynu na kolegium medyczne, będą omawiali twój przypadek. Ja kończę, a ty idź spać! W Anglii jest 3 w nocy! Dobranoc. Tęsknię.
-Ja za tobą też. - i rozłączyłyśmy się.
Nie czekałam długo, a telefon znów zadzwonił, sprawdziłam wyświetlacz. Zayn.
-Jestem w domu, w łóżku, nie musicie się martwić. Bawcie się dobrze. - powiedziałam ciepłym, wesołym tonem, choć czułam się, jakby ktoś przejechał po mnie walcem. Rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź. To był dłuuugi dzień. 
Pogłaskałam jeszcze zwierzaka i za chwilę odpłynęłam ze zmęczenia.
~Oczami Liama~
Siedzieliśmy i słuchaliśmy w milczeniu Luny, która opowiadała, że umiera. Pomimo, że poznałem ją dopiero dzisiaj, czułem jakby ktoś wbił mi nóż w serce i nim obracał wraz z każdym słowem dziewczyny. Gdy skończyła, zapytała wesoło, kto idzie tańczyć. Nikt się nie ruszył, a ona sama poszła. Po jakiś 15 minutach otrząsnąłem się i spojrzałem na pozostałych. Nadal byli w szoku. Gdyby mi nie powiedziała i nie widziałbym, jak się dusiła, nigdy nie powiedziałbym, że jest chora lub cokolwiek. Wyglądała jak okaz zdrowia! Zazwyczaj roześmiany i żartujący z wszystkiego Harry teraz siedział ze spuszczoną głową. Niall już by chciał coś jeść, ale widziałem w jego oczach smutek. Zayn siedział w rogu, patrząc w ścianę z tępym wyrazem twarzy. Nagle zerwał się z miejsca, a ja za nim. Wstała też blondynka i podbiegła do chłopaka.
-Zayn, co jest? - zapytałem.
-Muszę ją znaleźć. Możliwe, że już wyszła, a ja tego nie zauważyłem. - miał wyrzuty sumienia, że ją zostawiliśmy na pastwę losu, zaraz po tym jak nam wyznała wszystko. Nie tylko jego dręczyło sumienie.
-Pójdę zapytać barmana. - odwróciłem się na pięcie i podszedłem do baru. - Widziałeś Lunę?
-Przed chwilą wyszła. Była zmęczona.
-Dzięki! - pobiegłem do Zayna i poprosiłem go o telefon. Znalazłem numer Rudej i zadzwoniłem. Po kolejnej próbie, usłyszałem z pozoru wesoły ton dziewczyny, lecz nie dałem się nabrać.
-Jestem w domu, w łóżku, nie musicie się martwić. Bawcie się dobrze. - rozłączyła się. Podszedłem do Mulata i powiedziałem, że dodzwoniłem się do niej i ponoć jest w domu. Dopiero wtedy zauważyłem, że stały koło niego przyjaciółki Luny i członkowie dwóch zespołów. 
Wszyscy razem wyszliśmy z klubu. Dziewczyna z fioletowymi włosami, kazała wszystkim chłopakom wrócić do domu, a ona do wszystkich zadzwoni, jak znajdą Lunę.
-Ja zostanę. To moja siostra.
-Zostanę z Malikiem. - zaproponowałem. - Louis zabierz chłopaków do domu. My wrócimy taksówką.
James też zabrał swój zespół, uprzednio wpisując Alison swój numer telefonu. Po chwili zostaliśmy w piątkę. Lori ruszyła w stronę wysokiego budynku.
Nawet się nie obejrzeliśmy, a byliśmy w windzie. Weszliśmy do apartamentu i blondynka pobiegła gdzieś. Zaraz jednak wróciła uśmiechnięta.
-Śpi.
-Nic jej nie jest?
-Raczej nie. Tylko było czuć tequile.
-To my się zbieramy. Będziemy rano. - razem z Zaynem szliśmy w kierunku wyjścia, lecz zatrzymał nas czyjś głos.
 -Zostańcie. Nie będziecie się tłuc teraz po mieście. - przy ścianie stała zaspana Luna w słodkiej piżamce w misie. Uśmiechnąłem się na ten widok. - A następnym razem, ciszej. - obdarowała nas uśmiechem i poszła do pokoju.
-Ma rację. Tylko jest problem. Mamy pięć sypialni, a cztery są zajęte. - Lori uśmiechnęła się przepraszająco.
-Dajcie mi jakiś koc i mogę spać tutaj na kanapie. - uprzedziłem Mulata. 
Po jakimś czasie leżałem na luksusowej sofie w wielkim pokoju wpatrzony w sufit. Nie mogłem zasnąć, za dużo się dzisiaj wydarzyło. Poznałem cztery cudowne dziewczyny i dowiedziałem się, że jedna z nich umiera i była bita. Zastanawiałem się, czy dałbym radę żyć normalnie, tak jak Luna, po czymś takim? Dziewczyna imponowała mi swoją energią, zapałem, wytrwałością w dążeniu do spełnienia marzeń pomimo przeszkód. No i oczywiście urodą. Tylko ślepy powiedziałby, że jest brzydka.
Nagle naszła mnie ochota, by przejść się do jej pokoju i ją zobaczyć. Wstałem i ruszyłem korytarzem. Wszedłem do przypadkowego pomieszczenia i w blasku księżyca ujrzałem rude włosy. Przymknąłem drzwi i podszedłem bliżej. Wyglądała jak anioł. Nagle zaczęła coś mamrotać pod nosem. Pochyliłem się, by coś zrozumieć.
-Liam... - wymruczała. Spojrzałem na nią przerażony, lecz ona się nie obudziła. Czyli śniła o mnie.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hejoo! Kolejny rozdział! :D Dziękuję za komentarze i zachęcam do wyrażania swojej opinii. Nawet komentarz "Super!" cieszy. Dla was to chwila, a dla mnie tyyle radości :) Kolejny w poniedziałek albo wtorek.
Pozdrawiam 
Luna :D

środa, 9 lipca 2014

Rozdział 2

Rozdział 2

Brad stał w progu, ubrany w czarny, elegancki garnitur. Od tego widoku trudno było oderwać wzrok. Spojrzałam na siebie. Na sukienkę w kwiatki, bluzę i trampki. Przy nim wyglądałam jak jakiś bezdomny. Spuściłam głowę zażenowana.
-Hej, Luna. - uśmiechnął się uroczo. Zaprosił mnie do środka. Weszłam i zatrzymałam się w przedpokoju. 
-Mogłeś powiedzieć, że gdzieś wychodzisz. Byłabym wcześniej i już byś miał wolne. Albo może przyjdę jutro koło 14? Zaraz po zajęciach? - nie chciałam mu blokować wyjść. Ja mogłam dołączyć do dziewczyn w klubie.
-Luna... ja nigdzie nie idę. Chciałem cię lepiej poznać. Pójdziesz ze mną czy będziesz tu stać jak kołek? - zaśmiał się.
Ruszyłam za nim, ale nie poszliśmy do sali gimnastycznej (przywileje sławy). Chłopak otworzył mi drzwi do pomieszczenia, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Mały salon był cały w beżach oraz znajdowały się tam ciemne, stare meble. Gdzieniegdzie stały kwiaty. Na środku pokoju dominował zastawiony stół dla dwóch osób. Za nim było wyjście na taras.
-Brad? Przygotowałeś kolację? - zapytałam zmieszana.
-Tak, pozostali mi pomagali, a teraz są w klubie i wrócą nad ranem. Mogę zabrać Twoją bluzę? - oddałam mu nakrycie, a on położył je na kanapie. Miałam szczęście, że pomyślałam o sukience. - Usiądź, a ja zaraz przyniosę kurczaka.
Podeszłam do szyby i wyjrzałam na zewnątrz. Gdy wysiadałam z taksówki, nie zwróciłam uwagi na pogodę. Jak na Londyn przystało, właśnie zaczynało lać. Po chwili niebo przecięła biała błyskawica. Od dziecka kochałam burzę, dziewczyny się ich bały, a ja zawsze chciałam być na zewnątrz i oglądać, jak pioruny uderzają w ziemię.
Usłyszałam grzmot i poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się błyskawicznie. Spostrzegłam uśmiechniętego Brada w blasku świec. Wszystkie jego fanki chciałyby być teraz na moim miejscu.
-Wysiadł prąd. Ktoś mnie tam nie lubi na Górze. - uśmiechnął się.
-Wcale nie. Mogę się założyć, że i tak jedlibyśmy przy blasku świec. - uśmiechnęłam się szeroko. - Uwielbiam taką pogodę. Po burzy zawsze można poczuć, że wszystko żyje.
-Ja nie mam nic przeciwko niej. Po kolacji, jeśli nie będzie padać oczywiście, możemy pójść na spacer.
-Z chęcią.
-Dobrze. A teraz zacznijmy jeść, zanim moje dzieło wystygnie. - zaśmialiśmy się.
Chłopak chwycił mnie za rękę i zaprowadził do stołu. Odsunął dla mnie krzesło jak prawdziwy gentleman. Usiadłam, a on naprzeciwko mnie. Nałożył mi kawałek złocistego kurczaka i podał sałatkę wiosenną. Nasypałam trochę na talerz i oddałam brunetowi.
-Smacznego - uśmiechnęłam się do niego.
-Mam nadzieję, że to nie będzie nasza ostatnia kolacja. - zaczęliśmy się śmiać. Przy tym chłopaku byłam wyluzowana i zadowolona z życia.
Całą kolację opowiadaliśmy sobie śmieszne historie z naszego życia. Jedno trzeba było przyznać. Brunet genialnie gotował. Zupełnie jak Liam. Myśli o Payne wkradły się po cichu do mojego umysłu. Dzisiaj wyglądał uroczo cały umazany w mące i gdy spał.
Nie wiedziałam dlaczego, ale byłam pewna, że złapałam z nim lepszy kontakt niż z Harrym czy Niallem, o Luisie nie wspominając.
Otrząsnęłam się z tych myśli i stwierdziłam, że Brad mi się intensywnie przyglądał.
-Mam coś na twarzy?
-Nie, po prostu przypominasz mi moją siostrę, która mieszka w Oxfordzie. Chciałem ci powiedzieć, że cały zespół traktuje cię jak młodszą siostrę, którą trzeba się opiekować. Więc wybacz, że czasami będziemy nadopiekuńczy. - zrobił słodką minkę, niczym kot ze Shreka. Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
-Pewnie. Ja uważam was za zwariowanych przyjaciół czy braci, choć jednego już mam. - wystawiłam język.
-Oo, nie wiedziałem. Znam go? - spojrzał na mnie podejrzliwie. 
-Raczej tak.
-Coś więcej?
-Mamy takie same oczy. - chciałam się z nim trochę pobawić.
-Gdzie mieszka?
-W Londynie. 
-Tańczy? Jest instruktorem?
-Nie, śpiewa.
-Zespół?
-Tak.
-Znany?
-Tak.
-Nie znam nikogo innego o nazwisku Carmara. - fakt, nie podałam mu ważnej informacji.
-Ma inne nazwisko. Powiedzieć ci?
-Nie, Louis Tomlinson?
-Nigdy! Ale blisko.
-Zayn Malik?
-Tak, mój rodzony brat. - uśmiechnęłam się. On patrzył na mnie wytrzeszczonymi oczyma. - No co?
-On ciemne włosy, ty rude, w życiu bym nie powiedział.
-Ale oczy te same. Znasz go osobiście?
-Tak, mieliśmy kilka razy szczęście na siebie wpaść i pogadać. Spoko koleś. - uśmiechnęliśmy się do siebie. - To co idziemy na ten spacer?
Podał mi bluzę, torbę odłożył do holu, a sam pobiegł się przebrać w coś luźniejszego. Kto normalny poszedłby na spacer do parku w garniturze? Gdy on się przebierał, ja pozbierałam naczynia na kupkę i uprzątnęłam ze stołu. Wyszłam z salonu, kiedy on zbiegał ze schodów, ubrany w dopasowane spodnie i bluzę z House'a. Wpadliśmy na siebie i przewróciliśmy się. Nasz śmiech było słychać w całej willi, jak sądzę. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się do parku. Cały czas się śmialiśmy, a ludzie się na nas gapili.
-Luna, mam pytanie...
-Yhy? - mruknęłam, sadowiąc się na ławce.
-Zostaniesz naszym choreografem? Jeździłabyś z nami w trasy, w jednym autobusie i mielibyśmy wszyscy dużo frajdy! - zrobił maślane oczka, którym nie mogłam się oprzeć.
-Zgadzam się, ale muszę chodzić na zajęcia na studiach, do szkoły tanecznej i mieć trochę czasu wolnego.
-Dla mnie ok. - uśmiechnął się szeroko i w tym momencie podbiegło do nas mnóstwo fotografów, pomimo późnej pory i chłodu. Zaczęli robić zdjęcia i wykrzykiwać różne pytania.
-Jesteście parą? Jak długo? Kto to jest? - i wiele innych.
Popatrzyliśmy się na siebie z Bradem i zaczęliśmy się głośno śmiać. Reporterzy mieli dziwne miny i chyba ich zaszokowało nasze zachowanie.
-Chyba musimy wracać, nie dadzą nam spokoju. Może dołączymy do chłopaków albo dziewczyn? - zapytałam chłopaka, nachylając się do niego.
-Jestem za.
Wstaliśmy i ruszyliśmy w drogę powrotną, żartując z ludzi z aparatami biegnącymi za nami. Co chwilę wybuchaliśmy głośnym śmiechem. Gdy wchodziliśmy na teren posesji The Vamps, Brad odwrócił się.
-To jest Luna. Przyjaciółka zespołu i nasza choreografka. Chcielibyśmy mieć trochę prywatności. Dziękuję i żegnam.
Weszliśmy do holu, a potem na piętro. Chłopak tłumaczył mi, gdzie co jest, bo twierdził, że będę tu często przebywać. Pokazał mi pokoje chłopaków i na końcu jeden pusty.
-Jeśli chcesz, możesz z nami zamieszkać. Byłoby to na rękę i tobie i nam, ponieważ chcemy, żebyś tu była co najmniej pięć razy w tygodniu. - otworzyłam usta ze zdziwienia. 5 razy? A co ze studiami? Z dziewczynami? Z zajęciami z moją grupą?
-Ale co z nauką? Za miesiąc zaczyna się szkoła. 
-A gdzie chcesz chodzić?
-Do Royal Academy of Music. Na wydziale tańca.
-Bez problemu to połączymy. Możesz zamieszkać u nas. Załatwimy z Darrio, by zajęcia nie kolidowały ze szkołą. Większość wieczorów do twojej dyspozycji. A my cię mamy na wyłączność. Co ty na to? - niezła propozycja, tylko musiałabym się wyprowadzić od dziewczyn, czego wolałabym uniknąć.
-Muszę to obgadać z przyjaciółkami. Później dam ci odpowiedź. - już teraz wiedziałam, że to będzie trudna rozmowa. Uśmiechnęłam się do niego. - Leć się przebrać. Jak to już zrobisz, wpadniemy do mnie. Muszę zmienić ubrania.
Nawet się nie obejrzałam, a chłopak wrócił ubrany w jeansy i koszulkę Supermana. Szybko wsiedliśmy do samochodu Brada i wyjechaliśmy na drogę, kierując się do centrum Londynu. Nie minęło nawet 10 minut, a już wjeżdżaliśmy na podziemny parking budynku, w którym mieszkałam. Wysiedliśmy z pojazdu i weszliśmy do windy. Wpisałam kod, który upoważniał do wjazdu na 15 piętro, które w całości należało do mnie, Lori, Alison i Vivien. Szybko pobiegłam do pokoju, zostawiając chłopaka w salonie. Zobaczyłam mojego kotka Grey, śpiącego na łóżku. Pogłaskałam go i weszłam do garderoby, wyjęłam ulubione rurki i czarny top odsłaniający pępek. Wbiegłam do łazienki, zamknęłam drzwi na klucz i wskoczyłam pod prysznic. Po 5 minutach byłam ubrana i wyszłam z pokoju, rozczesując włosy.
-Wow. - usłyszałam, gdy weszłam do pokoju i ujrzałam bruneta siedzącego na kanapie. Wstał i zaproponował mi ramię.
Wyszliśmy z budynku. Na zewnątrz było chłodno. Po chwili już cała byłam przemarznięta, ale od naszego lokum do klubu było 5 minut piechotą. Gdy podeszliśmy pod budynek, kolejka przed wejściem była ogromna. Co się dziwić? Jeden z najpopularniejszych klubów w Londynie i jeszcze dodatkowo był piątek około 22. Ruszyłam wzdłuż kolejki do wejścia dla VIP'ów, ciągnąć za sobą zdezorientowanego Brada.
-Nazwisko? - zapytał chłopak, stojący przy wejściu.
-Jack? - zapytałam kpiąco.
-Luna! Trzeba było od razu. Wchodźcie! - uśmiechnął się i przepuścił nas.
Weszliśmy do środka i zaczęliśmy szukać naszych przyjaciół. Wśród tłumu mignęły mi włosy Alison, pociągnęła w tamtą stronę Brada. Po chwili znalazłam wszystkie moje współlokatorki. 
-Dziewczyny to Brad z The Vamps. Mówiłam wam o nim. - wyszczerzyłam ząbki i wskazałam po kolei na przyjaciółki. - To Alison, Lori i Vivien, wasza wielka fanka. - blondynka podeszła do bruneta i zaczęła coś mówić, na co on kręcił głową i się śmiał. Po chwili dziewczyna wyciągnęła go na parkiet.
-Musimy pogadać! - przekrzyczałam muzykę i uśmiechnęłam się do pozostałej dwójki. - Ale to na spokojnie! Chodźmy się bawić!
Nic nie piłam, bo jutro miałam mieć zajęcia z grupą Darrio, ponieważ on miał mieć próby z One Direction przed ich koncertem w Victoria Park (słynnym klubie, typowym miejscu różnych koncertów). Bawiłyśmy się coraz lepiej. Na środku hali powstało kółko dla osób, które chciały się popisać umiejętnościami. Wskoczyłam na środek i pokazałam, jak się tańczy w Sydney. Stałam na jednej ręce, robiąc Freeze, gdy ktoś do mnie dołączył. Tańczyliśmy, jakby to była bitwa, choć nie była. Koleś był dobry i do tego nieziemsko przystojny. Zaczęliśmy tańczyć bliżej siebie i nasz taniec stawał się coraz bardziej namiętny. Odwróciłam się tyłem do chłopaka i poczułam jego palce na odsłoniętej skórze. Nie przeszkadzało mi to, a nawet schlebiało. Położyłam ręce na jego barkach i dałam mu znak, że ma mnie podnieść, co zaraz zrobił, a ja zwinnie przeskoczyłam przez jego plecy, lądując idealnie na palcach za nim. Odwróciliśmy się do siebie i uśmiechnęliśmy głupkowato. Zeszliśmy z parkietu i podeszliśmy do baru.
-Jimmy, podaj mi proszę wodę. - uśmiechnęłam się do zakolczykowanego faceta za barem.
-Za ten pokaz macie dzisiaj napoje za darmo, polecenie szefa. - podał mi wodę i spytał czego chce mój partner.
-Piwo. - odpowiedział głębokim głosem. - Gdzie się nauczyłaś tak tańczyć? To było niesamowite. - pokazał dołeczki, uśmiechając się. Przyjrzałam się lepiej chłopakowi. Wyglądał na dwudziestolatka, włosy miał czarne jak węgiel i oczy zielone jak morskie głębiny. Ubrany był jak typowy tancerz uliczny, w spodnie z niskim stanem i dużą koszulkę. Wyglądał rewelacyjnie.
-Sydney, na dyskotekach koledzy mnie nauczyli. Teraz tańczę lepiej od nich. - zaśmialiśmy się. - Jak się nazywasz?
-Michael Cardoza. A ty?
-Luna Carmara. Hiszpan? - zapytałam pierwsza, widziałam, że on chciał zapytać o to samo.
-Połowicznie. Urodziłem się w Hiszpanii i w wieku 5 lat przeprowadziliśmy się z tatą do Londynu. A ty?
-Urodziłam się w Anglii, mieszkałam tu do 15 roku życia, później zmieniłam nazwisko, by nie kojarzono mnie z rodzicami i wyjechałam do Australii, a teraz wróciłam do brata. - uśmiechnęłam się.
-Ile masz lat?
-Kobiety o wiek się nie pyta, nie wiesz? 18.
-To samo. To teraz gdzie na studia?
-Jeśli przejdę przesłuchania to Royal Academy of Music. Taniec. A ty?
-Identycznie. Może będziemy razem na zajęcia chodzić. - zaśmialiśmy się.
-Mam nadzieję. Ja wracam do przyjaciółek. Miło było cię poznać. - wstałam i ruszyłam w stronę parkietu.
-Ciebie również! - usłyszałam jeszcze za sobą.
Wmieszałam się w tłum i szukałam znajomych twarzy. Nagle poczułam czyjeś duże dłonie na mojej talii. Odwróciłam się gwałtownie, gotowa uderzyć potencjalnego napastnika. 
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Kolejny w piątek lub niedzielę, zależnie od pogody. Ktoś czyta?
Pozdrawiam
Luna :D

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdział 1

Rozdział 1

-I trzy i cztery i...
Moja grupa składała się z dziewczyn i chłopaków w wieku 14-18 lat. Byłam ich instruktorką od 2 tygodni i pokazywałam co i jak. Szło im coraz lepiej. 
Nasza szkoła breakdance'u udzielała także prywatnych lekcji. Ja uczyłam 2 chłopaków z The Vamps w ich willi. Connor Ball i Brad Simpson mieli po 19 lat i większość naszych "lekcji" wyglądało, jakby wszyscy w pomieszczeniu uciekli z psychiatryka i teraz bawili się w swoim towarzystwie. To było genialne. Chodziłam na te zajęcia z przyjemnością, ponieważ robiłam to, co kocham i poznawałam cudownych ludzi.
Nie spotkałam się jeszcze z braciszkiem. Miałam zamiar zadzwonić do niego i poprosić o adres, a godzinę później pojawić się pod drzwiami. 
Razem z dziewczynami miałyśmy wynajęty penthouse niedaleko centrum, uczelni oraz szkoły tańca. Mieszkałyśmy na 15 piętrze z pięknym widokiem na cały Londyn i prawie wszystkie jego zabytki.
Vivien zatrudniła się w pobliskim klubie, do którego często wychodzimy wieczorami. Alison pracowała w Londyńskim Domie Mody, a Lori w sklepie dla nurków. Wszystkie w czwórkę pracowałyśmy, ale wszystkie pieniądze były nasze, ponieważ nasi opiekunowie (jako, że byli bogaci) opłacali czynsz za penthouse.
~*~
Wyłączyłam muzykę i podziękowałam za lekcje mojej grupie. Przebrałam się, wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Zayna.
-Hej siostra! Coś się stało? - usłyszałam głos chłopaka, na którego punkcie nastolatki mają obsesję.
-Hej, musiało się coś stać? - zapytałam ze śmiechem.
-Niee... Co tam u ciebie?
-Mam prośbę...
-Kogo mam zabić?
-Zayn? Chcę Ci wysłać coś pocztą, mógłbyś podać mi Twój adres zamieszkania?
-Pewnie, zaraz Ci go wyślę sms... Niall zamknij się i sam sobie coś ugotuj!...Liam idź mu pomóż, bo on się tam potnie!... Mała, przepraszam, ale mamy urwanie głowy w domu, bo gosposia zachorowała, a Niall jest cały czas głodny. Zadzwonię później i już Ci wysyłam adres! Pa Mała! - nie rozumiem, dlaczego wszyscy nazywają mnie Małą. Nie jestem aż tak niska!
Po chwili przyszedł sms akurat, gdy wsiadałam do taksówki. Podałam adres chłopaków i zaczęłam się przygotowywać psychicznie na następnych kilka godzin. Podjechaliśmy pod wielką willę z basenem i ogrodem. Zapłaciłam za przejazd i podeszłam do drzwi. Zadzwoniłam. W międzyczasie ogarnęłam swój wygląd. Krótkie czarne spodenki i biała koszulka z napisem "Sydney <3's me". Włosy układały się w swobodne loki na plecach. Po chwili drzwi otworzył chłopak w bokserkach i podkoszulku.
-Ktoś ma spotkanie z jakąś dziewczyną?! - wydarł się na cały dom. Spojrzałam na niego dziwnym wzrokiem. - Nie?! - I w tej chwili zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
-No ładnie. - uznałam, że wrócę kiedy indziej. Już zaczęłam schodzić ze schodów, gdy w wejściu ponownie ktoś stanął.
-Luna? Co Ty tu robisz? - Zayn wpatrywał się we mnie oczami okrągłymi ze zdziwienia.
-Mieszkam w Londynie już miesiąc i przyszłam się przywitać, ale widzę, że nie w porę.
-Nie wygłupiaj się! Wchodź! - wciągnął mnie do środka. - Ale zmarzłaś! Nie wiesz, że tutaj jest inna pogoda, niż w Australii?
-Wiem, ale zaraz po zajęciach przebrałam się w to, bo byłam rozgrzana. - uśmiechnęłam się do niego - Wyprzystojniałeś! 
-No, a jak! A z ciebie swoją drogą zrobiła się niezła laska. Tylko, że ruda...
-Aż się prosisz o telefon do cioci! Rude jest piękne! - wyszczerzyłam ząbki.
-Nie chcielibyśmy przeszkadzać... Zayn, kto to jest? - zapytał Loczek, reprezentując chłopaków z wbitymi we mnie oczętami.
-Hm... Chłopaki poznajcie moją siostrę Lunę. Przyleciała z Australii, gdzie mieszkała 3 ostatnie lata. - pokazał mi język - Luna poznaj: Harry Styles, Niall Horan, Liam Payne i Louis Tomlinson - wskazał na chłopaka, który zatrzasnął drzwi. Posłałam mu wrogie spojrzenie.
-Siostra Malika i nie nagabują cię reporterzy? - spytał Liam i posłał mi olśniewający uśmiech.
-Mam inne nazwisko. - uśmiechnęłam się - Luna Carmara.
-To Ty jesteś tą breakdance'rką z Sydney, która pracuje z Phillips'em?! - zawołał Niall. I w tamtym momencie go polubiłam.
-Skąd wiesz? - uśmiechnęłam się serdecznie.
-Darrio jest naszym choreografem i ostatnio opowiadał nam o tobie.
Ponoć jesteś dobra. - zarumieniłam się. Chciałam coś odpowiedzieć, lecz brzuch chłopaka zaczął burczeć. Zaczęłam się śmiać.
-Gdzie macie kuchnię? - Liam pokiwał głową z politowaniem i wskazał pomieszczenie. Weszłam do środka i oniemiałam. Kuchnia wyglądała, jakby znajdowała się w profesjonalnej restauracji, a nie w czyimś domu. Ale ten dom należał do One Direction. - Umie ktoś z was gotować? - krzyknęłam.
Po chwili dołączył do mnie Liam i pokazał, gdzie co leży. Uznaliśmy, że ugotujemy spaghetti. Mieliśmy mnóstwo zabawy wspólnie gotując. Całe włosy były w sosie pomidorowym, a chłopak miał czerwony nos. Gdy skończyliśmy, zawołaliśmy resztę i usiedliśmy do stołu. Pomimo, iż poznałam ich dopiero dzisiaj, czułam się, jakbym znała ich od zawsze.
Każdy wsunął po porcji dania, a Niall zjadł trzy porcje. Ja i Liam wyszliśmy z pomieszczenia, informując, że idziemy się myć, a oni mają posprzątać.
Chłopak zaprowadził mnie do swojego pokoju, dał koszulkę i bluzę, po czym otworzył drzwi do łazienki.
-Nie zamkniesz mi ich przed nosem? - zapytałam ze śmiechem.
-Wybacz Lou. Zerwała z nim dziewczyna i nie myśli normalnie. Zrobił się wredny. Ale przejdzie mu za jakiś tydzień. - uśmiechnął się tym swoim cudownym uśmiechem, a ja rozpłynęłam się w środku. Jak on może być tak przystojny i miły?! Chyba moje myśli zagalopowały za daleko... Skarciłam się i spojrzałam mu w oczy. Miały kolor płynnej czekolady. Nagle poczułam dreszcz przechodzący mi po plecach. Nie mogliśmy oderwać od siebie oczu. W końcu oderwałam wzrok i spuściłam głowę.
-Zastanowię się i dziękuję... - wyszeptałam ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Weszłam do łazienki, zamknęłam się na klucz i rozebrałam do bielizny. Pochyliłam się nad umywalką, umyłam twarz z mąki i wypłukałam moje włosy. Chwyciłam ręcznik należący do Payne'a i wysuszyłam nim je. Założyłam moje spodenki i ubrania przygotowane przez chłopaka. Były o kilka rozmiarów za duże, ale już wtedy wiedziałam, że mu ich nie oddam. Nadawały się idealnie do tańca.
Wyszłam z pomieszczenia i zobaczyłam Liama leżącego na łóżku z zamkniętymi oczami. Chciałam podejść i jeszcze raz podziękować, ale rozdzwonił się mój telefon, budząc chłopaka. Posłałam mu przepraszające spojrzenie i weszłam na balkon, którego drzwi były otwarte.
-Słucham. - odebrałam, nie patrząc, kto dzwoni.
-Luna?! Gdzie ty jesteś?! - usłyszałam zbulwersowaną Alison. Spojrzałam na zegarek było po 18, a o 19 miałam prywatną lekcje z Bradem.
-Kurde! Zapomniałam! Dziękuję, że pamiętasz! Za 15 minut będę w domu. - wróciłam szybko do pokoju. Payne przyglądał mi się bacznie. - Na razie. - rzuciłam do telefonu i rozłączyłam się.
-Coś się stało? - zapytał zmartwiony.
-Niestety muszę wracać do domu, bo mam lekcje... i muszę być... nie mam nic na przebranie... mogę pożyczyć... oddam... - plątałam się, nawet nie wiedząc dlaczego.
-Spoko, zatrzymaj je. - uśmiechnął się. - To dla mnie zaszczyt, że tak ładna dziewczyna będzie nosić moje ubrania. - zarumieniłam się.
-Dziękuję - wyszeptałam i pocałowałam go w policzek - Ja uciekam. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy. I to nie raz. - czy ja właśnie flirtowałam z nowo poznanym chłopakiem? Chyba tak, i wcale mi to nie przeszkadzało.
-Ja też. Do zobaczenia. - krzyknął, gdy już wychodziłam. Pożegnałam chłopaków, ale Zayn uparł się, że mnie odwiezie.
Dojeżdżaliśmy do penthouse'a i już prędko żegnałam się z bratem, by jak najszybciej pobiec do domu, przebrać się, zabrać rzeczy do tańca i zamówić taksówkę.
Gdy byłam gotowa, ubrana w sukienkę w kwiaty, bluzę Liama i converse (z torbą na ramieniu), zjechałam windą i wsiadłam do pojazdu. Nie wiedziałam, jakim cudem dostałam się do miejsca zamieszkania chłopaków niespóźniona. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi. Po chwili otworzył mi Brad. Ubrany w garnitur.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Dziękuję @Tiinkaa Tinuś za miły komentarz i zgodnie z obietnicą dodaję rozdział :) Następny post pojawi się koło środy (tak myślę :P ) Pozdrawiam i do napisania :D

piątek, 4 lipca 2014

Prolog

Prolog

Sydney, 12.07.2014 r.

Dzisiaj moje 18 urodziny. Sześć miesiący temu skończyłam szkołę 
i wraz z przyjaciółkami wybierałyśmy się do Anglii na studia. Ciocia, mój opiekun prawny, zgodziła się pod warunkiem unikania rodziców. Cieszyłam się, bo nareszcie miałam spotkać brata, którego nie widziałam pół roku. Zayn dzwonił raz w tygodniu i gadaliśmy ponad godzinę. Jeszcze mu nie powiedziałam o wyjeździe do Londynu. Chciałam zrobić mu niespodziankę. Lot planowałyśmy na 20.07, więc razem z Lori, Alison i Vivien miałyśmy tydzień na szaleńczą zabawę. Codzienne wypady do klubów i nad ocean. Lecz ten dzień był wyjątkowy. Zamiast do klubu, dziewczyny zabrały mnie na parking przed Sydney Opera House, gdzie odbywały się pokazy tańca ulicznego. Zauważyłam Darrio Phillips'a, który jest najbardziej znanym B-Boy'em w Sydney. Vivien wepchnęła mnie do środka okręgu naprzeciwko tancerza. Rozległy się pomruki zdziwienia i podziwu, nikt nigdy nie chciał zmierzyć się z Darrio. Podeszłam do niego, a on zlustrował wzrokiem moje krótkie niebieskie spodenki, bokserkę z myszką Miki i zwyczajne trampki. Związałam rude włosy gumką i pochyliłam się do niego.
-Nie chcę się z tobą walczyć. Chcę potańczyć. - uśmiechnęłam się do niego, a on skinął głową. Zobaczyłam, że ludzie wyjęli telefony i zaczęli nagrywać.
Rozbrzmiały pierwsze dźwięki Hard Battle, weszliśmy na specjalnie przygotowany parkiet i rozpoczęliśmy. Phillips wykonał Toprock'a, później ja zaczęła pokazywać na co mnie stać. Zewsząd było słychać krzyki zachwytu, gdy zaczęliśmy tańczyć zgranie z chłopakiem. Nawet nie wiedziałam kiedy minęły 3 piosenki, a nasz taniec stawał się coraz bardziej imponujący. Oboje zrobiliśmy Freeze, a ludzie zaczęli klaskać i wiwatować. Zrobiliśmy zejście do parteru i wstaliśmy. Ukłoniliśmy się i zeszliśmy z parkietu, by ktoś inny mógł zająć nasze miejsce.
-Nieźle wymiatasz Mała. Darrio Phillips. - wyciągnął rękę w moja stronę.
-Przecież wiem. - uśmiechnęłam się - Luna Carmara.
-Hiszpanka? - zapytał z uniesionymi brwiami. Zaczęłam się śmiać.
-Angielka. Mieszkam tu 3 lata. I za tydzień wracam do Londynu.
-Ja w sierpniu otwieram szkołę breakdance'u w Londynie i szukam nauczycieli. Byłabyś chętna? - zamurowało mnie, nie wiedziałam co odpowiedzieć. Sam Darrio Phillips proponował mi pracę. Skinęłam głową. Będąc w Sydney, załatwiłam sobie pracę w Anglii. Niezła jestem. Dał mi swój telefon, bym wpisała swój numer. - Odezwę się, jak będę w Europie. Do zobaczenia Mała. - i pocałował mnie w policzek.
Byłam wniebowzięta, moje marzenia zaczynały się spełniać. Dziewczyny podbiegły do mnie i przytuliły mocno. Lori chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć w stronę jej jeepa. Wsiadłyśmy i skierowałyśmy się na plażę. Zazwyczaj w soboty bywało tu dużo ludzi i wszędzie były kolorowe lampki, które tworzyły niepowtarzalną atmosferę tego miejsca. Doszłyśmy do knajpki i nagle wyskoczyli nasi znajomi, śpiewając "Happy Birthday". Gdy skończyli, Alison podeszła do mnie z tortem, pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świeczki. Impreza rozkręciła się na dobre. Dużo ludzi piło, ale nie my. Ja miałam wstręt do alkoholu po osiemnastce Alison, a przyjaciółki postanowiły mnie wspierać. Po chwili coś wylądowało na mojej twarzy. To coś okazało się być moją pianką neoprenową do surfowania. Vivien skinęła głową w kierunku budki z deskami surfingowymi. Zobaczyłam tam moją deskę. Szybko pobiegłam się przebrać (jak dobrze, że zawsze mam na sobie strój kąpielowy) w piankę i już byłam w wodzie. Wypłynęłam i czekałam na odpowiednią falę. Gdy ją złapałam, pomyślałam, że postaram się jak najlepiej przeżyć czas, który mi pozostał.

~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hej! Spróbuję prowadzić tego bloga, ale potrzebna mi motywacja, więc jeśli ktoś to czyta to niech napisze, wystarczy jeden komentarz na początku :) Posty będą pojawiały się nieregularnie. I z góry uprzedzam nie jestem jakąś super fanką 1D i nie znam ich zbyt dobrze, większość informacji o nich wymyślam sama :)
Pozdrawiam i do kolejnego napisania :D