Rozdział 11
Dni mijały szybko. Przyjaciele mnie odwiedzali, ale najczęściej przesiadywała u mnie ciocia. Była jakaś wesoła. Rozmawiała z Zaynem więcej niż ze mną. Nie byłam zazdrosna. Przyzwyczaiłam się do tego, że ludzie nigdy nie traktowali mnie poważnie i zawsze coś lub ktoś był ważniejszy. Normalka, już nawet przestałam zwracać na to uwagę.
Raz był nawet Darrio. Miał mało czasu, bo przejął moje obowiązki w DarrioDanceStudio. Przysiągł mi, że jeszcze raz go nie poinformuje o czymś ważnym, to sam mnie na OIOM wyśle.
Ani obejrzałam się, a nadszedł dzień wypisu. Był czwartek 28 sierpnia i była nieprawdopodobnie piękna pogoda w Londynie. Tego ranka nikt przy mnie nie siedział. One Direction miało próbę z Darrio przed trasą koncertową, która rozpoczynała się w poniedziałek. Dziewczyny w pracy, Grey w penthouse (lekarze kazali go zabrać, bo zjadał im ciastka na zmianę z Niallem), ciocia miała telekonferencję ze swoimi podwładnymi (w końcu nie każdy ma własne wydawnictwo). The Vamps miało spotkanie z managerem, a Eric musiał wrócić do Australii (Lori była zrozpaczona). Lekarz przyniósł wypis i kalendarzyk z wpisanymi datami wizyt kontrolnych. Pożegnał się serdecznie i podał mi torbę z rzeczami na zmianę. Przebrałam się szybko w spodnie dresowe, koszulkę i bluzę i wyszłam z budynku. Odetchnęłam świeżym powietrzem, najbardziej tego mi brakowało w czterech ścianach szpitala. Zadzwoniłam po taksówkę i po kilku minutach pojechałam do mieszkania.
Wjechałam windą na piętnaste piętro. Weszłam do apartamentu i doznałam szoku.
Wszystkie meble zostały wyniesione i pomieszczenia były puste. Wchodziłam do wszystkich pokoi, ale wszystkie były opustoszałe. Gołe ściany i podłoga. Pobiegłam do mojego królestwa i również niczego nie było. Szybko sprawdziłam moją skrytkę pod podłogą. Na szczęście pieniądze tam były. Wzięłam wszystkie i sprawdziłam dokładnie pokój, czy coś nie zostało. Na marne.
Poszłam do recepcji zapytać o lokum na 15 piętrze. Recepcjonistka poinformowała mnie o wyprowadzce i poprosiła o zwrot kluczy.
Wybiegłam z budynku, testując moje płuca. Dawno temu nauczyłam się nie wpadać w panikę, więc byłam spokojna i potwornie zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się stało, że dziewczyny postanowiły się wyprowadzić, nie informując mnie o tym. Ruszałam ulicami Londynu, bezdomna z całym dobytkiem w kieszeni. Moje życie przypominało wtedy jakiś słaby melodramat.
~Oczami Alison~
Wyszłam z Londyńskiego Domu Mody i pospieszyłam do szpitala. Lunę mogli wypisać lada dzień, a my kończyliśmy przygotowania.
Ale będzie zdziwiona. - pomyślałam.
Weszłam na odpowiedni wydział i ruszyłam w stronę sali Rudej. Stanęłam pod salą jak wryta. Jej tam nie było. Czyli, że albo ją wypuścili albo coś się stało. Moja głowa była pełna najczarniejszych scenariuszy. Pobiegłam do pokoju pielęgniarek. Dostała wypis rano, a było popołudnie. Była w penthouse. I nic tam nie zastała. I zwiała.
Znając tok rozumowania Luny, prawdopodobnie była już na lotnisku, albo w samolocie. Cholera!
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Zayna. Zaczęłam iść w stronę podziemnego parkingu, gdzie zostawiłam samochód. Jako jedyna z dziewczyn miałam prawo jazdy.
-Malik, słucham. - usłyszałam opanowany głos w słuchawce. Jeszcze nie było okazji do niego dzwonić, chociaż już z nim spałam. Na kanapie, oczywiście.
-To ja, Alison. Luna dostała wypis.
-Super, zabierz ją do willi. - w głosie było słychać radość.
-Rano. Zniknęła. - poczułam łzy pod powiekami.
-Sprawdzałaś penthouse? Uspokój się, nie wyjedzie stąd.
-Jadę tam. Skąd wiesz, że nie wyjedzie gdzieś?
-Po pierwsze musi być w szpitalu co dwa tygodnie, po drugie za niecałe trzy tygodnie ma przesłuchania do szkoły, a po trzecie nie zostawiłaby nas bez pożegnania. - pomyślałam, że może mieć rację.
Wsiadłam do samochodu i pożegnałam się z Mulatem. Usiłowałam wymyślić, gdzie Luna mogła pójść. Podjechałam pod budynek z naszym starym mieszkaniem i poszłam zapytać o Rudą.
-Była tu jakieś 5 godzin temu. - uśmiechnęła się recepcjonistka.
Zaczęłam analizować zachowanie Carmary w trudnych sytuacjach. Zazwyczaj brała deskę i szła nad ocean. Może tym razem także poszła gdzieś nad wodę. Odkąd tu byłyśmy, odwiedziłyśmy London Eye chyba z 7 razy, bo Ruda je uwielbiała. Postanowiłam tam pojechać.
Szłam brzegiem Tamizy i rozglądałam się za Luną, bo ochroniarz mówił, że poszła w tą stronę półgodziny wcześniej. Nagle spostrzegłam dziewczynę w kapturze siedzącą na małym pomoście. Zaczęłam się przedzierać w tamtym kierunku, a dziewczyna się odwróciła.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Krótki :/ Następny pojawi się w piątek (zakupy, pakowanie) przed 16. Coraz mniej ludzi czyta statystycznie :P Ale ktoś czyta :) Byłabym wdzięczna za komentarze :)
Pozdrawiam
Luna :D
Ani obejrzałam się, a nadszedł dzień wypisu. Był czwartek 28 sierpnia i była nieprawdopodobnie piękna pogoda w Londynie. Tego ranka nikt przy mnie nie siedział. One Direction miało próbę z Darrio przed trasą koncertową, która rozpoczynała się w poniedziałek. Dziewczyny w pracy, Grey w penthouse (lekarze kazali go zabrać, bo zjadał im ciastka na zmianę z Niallem), ciocia miała telekonferencję ze swoimi podwładnymi (w końcu nie każdy ma własne wydawnictwo). The Vamps miało spotkanie z managerem, a Eric musiał wrócić do Australii (Lori była zrozpaczona). Lekarz przyniósł wypis i kalendarzyk z wpisanymi datami wizyt kontrolnych. Pożegnał się serdecznie i podał mi torbę z rzeczami na zmianę. Przebrałam się szybko w spodnie dresowe, koszulkę i bluzę i wyszłam z budynku. Odetchnęłam świeżym powietrzem, najbardziej tego mi brakowało w czterech ścianach szpitala. Zadzwoniłam po taksówkę i po kilku minutach pojechałam do mieszkania.
Wjechałam windą na piętnaste piętro. Weszłam do apartamentu i doznałam szoku.
Wszystkie meble zostały wyniesione i pomieszczenia były puste. Wchodziłam do wszystkich pokoi, ale wszystkie były opustoszałe. Gołe ściany i podłoga. Pobiegłam do mojego królestwa i również niczego nie było. Szybko sprawdziłam moją skrytkę pod podłogą. Na szczęście pieniądze tam były. Wzięłam wszystkie i sprawdziłam dokładnie pokój, czy coś nie zostało. Na marne.
Poszłam do recepcji zapytać o lokum na 15 piętrze. Recepcjonistka poinformowała mnie o wyprowadzce i poprosiła o zwrot kluczy.
Wybiegłam z budynku, testując moje płuca. Dawno temu nauczyłam się nie wpadać w panikę, więc byłam spokojna i potwornie zdezorientowana. Nie wiedziałam, co się stało, że dziewczyny postanowiły się wyprowadzić, nie informując mnie o tym. Ruszałam ulicami Londynu, bezdomna z całym dobytkiem w kieszeni. Moje życie przypominało wtedy jakiś słaby melodramat.
~Oczami Alison~
Wyszłam z Londyńskiego Domu Mody i pospieszyłam do szpitala. Lunę mogli wypisać lada dzień, a my kończyliśmy przygotowania.
Ale będzie zdziwiona. - pomyślałam.
Weszłam na odpowiedni wydział i ruszyłam w stronę sali Rudej. Stanęłam pod salą jak wryta. Jej tam nie było. Czyli, że albo ją wypuścili albo coś się stało. Moja głowa była pełna najczarniejszych scenariuszy. Pobiegłam do pokoju pielęgniarek. Dostała wypis rano, a było popołudnie. Była w penthouse. I nic tam nie zastała. I zwiała.
Znając tok rozumowania Luny, prawdopodobnie była już na lotnisku, albo w samolocie. Cholera!
Wyjęłam telefon i wybrałam numer do Zayna. Zaczęłam iść w stronę podziemnego parkingu, gdzie zostawiłam samochód. Jako jedyna z dziewczyn miałam prawo jazdy.
-Malik, słucham. - usłyszałam opanowany głos w słuchawce. Jeszcze nie było okazji do niego dzwonić, chociaż już z nim spałam. Na kanapie, oczywiście.
-To ja, Alison. Luna dostała wypis.
-Super, zabierz ją do willi. - w głosie było słychać radość.
-Rano. Zniknęła. - poczułam łzy pod powiekami.
-Sprawdzałaś penthouse? Uspokój się, nie wyjedzie stąd.
-Jadę tam. Skąd wiesz, że nie wyjedzie gdzieś?
-Po pierwsze musi być w szpitalu co dwa tygodnie, po drugie za niecałe trzy tygodnie ma przesłuchania do szkoły, a po trzecie nie zostawiłaby nas bez pożegnania. - pomyślałam, że może mieć rację.
Wsiadłam do samochodu i pożegnałam się z Mulatem. Usiłowałam wymyślić, gdzie Luna mogła pójść. Podjechałam pod budynek z naszym starym mieszkaniem i poszłam zapytać o Rudą.
-Była tu jakieś 5 godzin temu. - uśmiechnęła się recepcjonistka.
Zaczęłam analizować zachowanie Carmary w trudnych sytuacjach. Zazwyczaj brała deskę i szła nad ocean. Może tym razem także poszła gdzieś nad wodę. Odkąd tu byłyśmy, odwiedziłyśmy London Eye chyba z 7 razy, bo Ruda je uwielbiała. Postanowiłam tam pojechać.
Szłam brzegiem Tamizy i rozglądałam się za Luną, bo ochroniarz mówił, że poszła w tą stronę półgodziny wcześniej. Nagle spostrzegłam dziewczynę w kapturze siedzącą na małym pomoście. Zaczęłam się przedzierać w tamtym kierunku, a dziewczyna się odwróciła.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Krótki :/ Następny pojawi się w piątek (zakupy, pakowanie) przed 16. Coraz mniej ludzi czyta statystycznie :P Ale ktoś czyta :) Byłabym wdzięczna za komentarze :)
Pozdrawiam
Luna :D