środa, 16 lipca 2014

Rozdział 5

Rozdział 5

~Oczami Zayna~
Gdy podjechaliśmy z Alison do budynku, w którym znajdował się penthouse dziewczyn, zamarliśmy. Pod drzwiami hotelu stała karetka. Zatrzymałem samochód tuż za nią. Wyskoczyłem z auta w momencie, gdy z wieżowca wybiegli ratownicy medyczni z wózkiem. Pobiegłem w tamtą stronę, lecz zamarłem, widząc rude kosmyki włosów. Zatrzymałem się i nie mogłem ruszyć się z miejsca. Z budynku niedaleko mnie wypadli zdyszani przyjaciele. Liam ruszył biegiem do ambulansu i coś krzyczał do nich. Pozwolili mu wsiąść i zamknęli drzwiczki. Włączyli syreny alarmowe i odjechali szybko. Podeszła do mnie Lori z Bradem, Connorem i Vivien w piżamie. Po chwili Alison także do nas dołączyła.
-Co się do cholery stało?! - zapytałem zdenerwowany.
-Zayn, spokojnie... - Brad próbował mnie uspokoić i wytłumaczyć co się dzieje.
-Jak mam być spokojny?! Właśnie zabrali moją siostrę do szpitala!
-Zayn! Uspokój się! - krzyknęła Alison, a po jej twarzy płynęły łzy. - Może ktoś w końcu nam powiedzieć, dlaczego Luna pojechała do szpitala? - jej głos drżał, a jej ciało zaczęło się trząść. Zbliżyłem się do niej i przytuliłem. Nasze ciała przeszedł dreszcz.
-Rano przyjechaliśmy z Connorem, żeby pogadać z Rudą, ale spała. Liam pił kawę w kuchni, a Lori siedziała i wgapiała się w ścianę. Wzięliśmy więc Lori na zakupy i znaleźliśmy dość ciekawy artykuł na temat Luny. Gdy wróciliśmy, sprzątała po śniadaniu. Niebieska rzuciła jej gazetę, a ona zaczęła się dusić. Zadzwoniłem po pogotowie. Liam opanował sytuację, ale Luna chciała przeczytać artykuł. Później zaczęła krzyczeć zdenerwowana i kaszleć. Nie minęła nawet chwila, a jej stan był krytyczny. I wtedy wpadli ratownicy i zabrali ją do Bolingbroke Hospital. I jesteśmy tutaj. - Brad szybko mówił, ledwo co rozumiałem.
-Dobra! Ja, Alison, Lori i Brad jedziemy do szpitala. Connor zaopiekuj się Vivien. - powiedziałem i ruszyłem do porzuconego samochodu.
-Okey! - krzyknął chłopak, objął ramieniem blondynkę i zabrał do budynku.
Wsiadłem szybko do samochodu, a pozostała trójka za mną. Skierowałem się w stronę szpitala. Po 10 minutach jazdy zaparkowałem na podziemnym parkingu. Zapytaliśmy w recepcji na parterze o Lunę, lecz pielęgniarka nie udzieliła nam żadnych informacji. Zadzwoniłem do Payne'a.
-Gdzie jest Luna?
-Na OIOM'ie. Piętro 5. Sala zabiegowa 103. Pospieszcie się. Nie jest z nią dobrze. - moje oczy były pełne łez, zacisnąłem je ze złością. Moje ręce trzęsły się niemiłosiernie. Pobiegłem do windy i nacisnąłem przycisk piątego poziomu. Gdy wysiedliśmy z maszyny, pognałem pod odpowiednie pomieszczenie. Przy nim zobaczyłem Liama, który siedział na krześle i miał ukrytą twarz w dłoniach. Spojrzał na mnie zaczerwionymi oczyma. Co się z nim dzieje? Przecież poznał ją dopiero wczoraj. Niemożliwe, żeby aż tak się nią przejmował ze względu na mnie. Ale to nie było ważne.
Podszedłem do szyby i ujrzałem moją młodszą siostrzyczkę bladą jak ściana w otoczeniu wielu lekarzy. Podawali jej jakieś leki i wtłaczali tlen do jej płuc. Z jednego boku wystawał dren. Pojemnik był już pełny w połowie. Nie za dobrze.
Nawet się nie zorientowałem, gdy wyszedł jeden z doktorów. Za rękę pociągnęła mnie Alison i zwróciła moją uwagę na niego. Podszedł do nas.
-Który z panów jest narzeczonym dziewczyny? - narzeczonym?! Jakim narzeczonym do cholery?! Liam wystąpił do przodu. - Zapraszam do gabinetu.
Chłopak odwrócił się w moją stronę i wyszeptał "wytłumaczę ci to". Wszedł za facetem do pokoju na końcu korytarza.
Byłem zdenerwowany i zdezorientowany. Po jakiś 15 minutach wrócił Payne. Nie był radosny.
-Jest potrzebna natychmiastowo operacja. Potrzebują zgody Luny, bo skończyła 18 lat lub jej opiekuna prawnego do osiemnastki. - powiedział smutny. - Powiedziałem w karetce, że jestem jej narzeczonym, bo nic nie chcieli mi powiedzieć. Tobie by nie uwierzyli, że jesteście rodzeństwem, bo macie inne nazwiska. Przepraszam. - głos mu się łamał i słychać w nim było wzbierający ból.
-Stary... - podszedłem do niego i przytuliłem po męsku. - Sorki, ale teraz muszę zadzwonić do cioci.
Ciocia była przerażona. Mówiła, że przyleci następnego dnia wieczorem i podpisze tą zgodę. Rozmawialiśmy chwilę i gdy rozłączyła się, uspokoiłem się troszkę.
Siedzieliśmy pod salą kilka godzin. Stan Luny był ciężki. Bez operacji nie przeżyłaby miesiąca. Dziewczyny płakały. Liam siedział na krześle i wpatrywał się w szybę oddzielającą go od dziewczyny. Mnie nosiło. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Zacząłem się zastanawiać, dlaczego Payne interesuje się tak bardzo moją siostrą. Na pewno nie ze względu na mnie. Może mu się spodobała. W sumie nawet dobrze. Nie musiałby się martwić, że to nieodpowiedni chłopak. Znałem go na wylot i zawsze wiedziałem, co mu po głowie chodziło. I łatwo można by ich kontrolować. Tak, gdyby się okazało, że się w sobie zakochają, nie miałbym nic przeciwko. Ale w sumie nie moja sprawa. Byle, żeby była zdrowa.
Wróciłem z dziewczynami do penthouse po 22. W szpitalu został Liam z Bradem. Na parkingu mijaliśmy Jamesa i Tristana. Gdy weszliśmy do mieszkania, zobaczyliśmy Connora oglądającego telewizję, Dzwonił kilka razy do Brada i pytał o Lunę, gdy byliśmy w hospicjum.
-Gdzie Vivien? - zapytała Alison zmęczonym głosem. Przeżywała to tak samo jak ja.
-Śpi. Dałem jej środki uspokajające, a przed chwilą nasenne. Mówiła, że wczoraj nie za dużo spała, a dzisiaj nie zaśnie. - wyjaśnił niebieskooki.
-Dobrze. Musi odpocząć, wszyscy muszą. - powiedziałem. - Idę się wykąpać i spróbuję zasnąć. - zabrałem torbę z rzeczami przywiezionymi rano i poszedłem do pokoju gościnnego. Lori jeszcze chwilę rozmawiała z Connorem, a Alison pobiegła do swojego pokoju.
Po 30 minutach leżałem w łóżku i nie umiałem zmrużyć oka. Zacząłem myśleć o nadchodzących koncertach i trasie. Przy tym zawsze zasypiałem bez problemu. Po chwili usnąłem.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Popatrzyłem na zegarek. Czwarta nad ranem. Spojrzałem na wyświetlacz i zamarłem.
-Liam, co jest? - zapytałem kompletnie rozbudzony.
-Ona... Pogorszyło się... Miała zapaść... Wzięli ją na blok... Nie wiem, co się dzieje... Lekarze mówią, że nie ma czasu...
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hejoo! Jest dzisiaj, a miał być jutro! :D Dziękuję, za komentarze i zachęcam do komentowania, to nie boli :) Następny w piątek :P
Pozdrawiam
Luna :D

3 komentarze:

  1. Mhm... Są ludzie, których boli. Oj boli. A mnie nie boli więc szacun się należy. xDD O, o, i! I bym zapomniała. Narzeczony?! Jak to przeczytałam to mina ,, What the fuck?! " i później facepalm. xD Szkoda, że nie jutro. Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę.. ;( Biedna Luna. Rozdział jest świetny ;)
    Super, że dodałaś rozdział wcześniej ;3
    Czekam do piątku ze zniecierpliwieniem ^.^

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy next? Miał być dzisiaj. ;) Pewnie pod wieczór, nie? ;*

    OdpowiedzUsuń

Podaruj mi swój uśmiech i skomentuj :)