Rozdział 3
Zobaczyłam uśmiechniętego Liama, a za nim pozostałą część zespołu.
-Widziałem, jak tańczysz z tamtym kolesiem. Wymiatasz dziewczyno. - czekoladowooki nachylił się i wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł przyjemny dreszcz.
-Dzięki - także wyszeptałam mu do ucha i się zarumieniłam.
-Mała, co to był za facet? Nie za stary dla ciebie? - Zayn włączył tryb nadopiekuńczego starszego brata.
-Michael, jest w moim wieku. Jeśli się dostanę na studia, będziemy razem chodzić na zajęcia. Zadowolony? Czy podać ci szczegółowy życiorys? - zapytałam ze śmiechem.
-Wystarczy, ale tańczyliście, jakbyście zaraz mieli się rozebrać i...
-Nie kończ. Wcale tak nie było. Po prostu dobrze się bawiłam. - uśmiechnęłam się do niego. - Nic mi się nie stanie. W Sydney ciocia zapisała mnie na Krav Magę. Samoobrona wersja hardcore. Potrafię o siebie zadbać. - pocałowałam go w policzek. Braciszek chwycił mnie za rękę i drugą wskazał na środek parkietu. Pokiwałam głową i pociągnęłam za sobą także Liama. Nagle obok mnie zmaterializowali The Vamps i moje przyjaciółki. Brad pocałował mnie w policzek i uśmiechnął się do Zayna.
-Faktycznie macie te same oczy. - chłopak przytulił mnie od tyłu, a Zayn i Liam posłali mu mordercze spojrzenia. Chwila Liam? Nie miałam jednak czasu, by się nad tym zastanowić.
-Luna, możesz mi wyjaśnić, dlaczego mi nie powiedziałaś, że jesteś z Bradem? - zapytał podirytowany Mulat.
Spojrzeliśmy na siebie z Simpsonem i wybuchnęliśmy nieopanowanym śmiechem. Ze śmiechu zaczęłam się dusić. Wyjęłam z kieszeni inhalator i odetchnęłam. Wtedy zdałam sobie sprawę, co zrobiłam. Tylko ciocia wiedziała o mojej chorobie, nawet przyjaciółkom nie powiedziałam, co dopiero Zaynowi. Napotkałam 12 zaszokowanych spojrzeń. Wskazałam na loże dla VIP'ów, które były za dźwiękoszczelnymi szybami, skierowałam się w tamtą stronę i usiadłam na środku kanapy. Po chwili cała dwunastka usadowiła się obok.
-Więc tak... nie wiem jak zacząć... - ukryłam twarz w dłoniach. Miałam nadzieję, że nikt nigdy się nie dowie.
-Może od początku? - zaproponował cicho Niall, posyłając mi pokrzepiający uśmiech.
-Nasi rodzice... - spojrzałam na Zayna błagalnie. - Tą część historii lepiej ty opowiedz. - miałam przeczucie, że chłopcy z zespołu nie znali historii dzieciństwa Malika.
-Miałem dwa latka, gdy Luna się urodziła. Pamiętam, jak przez mgłę, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem, - uśmiechnął się do wspomnień - była taka malutka i blada, a jej rude włoski sterczały na główce. Była płaczliwym dzieckiem. Budziła się wiele razy w nocy z niewiadomych przyczyn. Gdy miała 3 lata, nadal budziła się, ale już nie płakała. Bo gdy płakała, ojciec ją bił. - wzdrygnęłam się, doskonale pamiętam te uderzenia pasem i to jak bolało. - Byłem mały i nie rozumiałem, co się dzieje. Luna zaczęła się zamykać w sobie, a rodzice zaczęli pić. Stawali się alkoholikami, lecz dla mnie nadal byli nieskazitelni. Nigdy na mnie nie krzyczeli, nie podnieśli ani razu ręki, dawali pieniądze na zabawki. Ale Lunę traktowali jak psa. Bili, nie dawali jeść, sam oddawałem jej swoje jedzenie, gdyż nie mogłem patrzeć, jak się nad nią znęcają. Miałem 13 lat, gdy odważyłem się stanąć w jej obronie, lecz matka chwyciła mnie mocno i kazała patrzeć, jak ojciec katuje Lunę. Byli pijani. Gdy mnie puściła, podbiegłem do niej. Ona umierała. Była cała poobijana, miała połamane żebra i nie mogła oddychać. Dzień wcześniej w szkole mieliśmy kurs pierwszej pomocy. Zadzwoniłem po karetkę i próbowałem jej pomóc, lecz się nie dało. Byłem gówniarzem, który nie mógł pomóc swojej siostrze, która cierpiała za niego. Nigdy się nie skarżyła, w szkole uczyła się pilnie, by zapewnić sobie przyszłość. Była cichą zakompleksioną dziewczynką, z siniakami na całym ciele. Gdy karetka przyjechała, zabrali ją do szpitala. Zapadła w śpiączkę. Odwiedzałem ją codziennie, a rodzice zachowywali się, jakby nie istniała, umarła. Obudziła się po roku. Jeszcze trzy lata mieszkała z nami, unikając rodziców, jak ognia. Policja była bezsilna, ponieważ ona nigdy nie chciała zeznawać. Nigdy nie płakała, nie próbowała się zabić, choć większość osób, by to zrobiła. Jednak nie Luna. Zaczęła zadawać się z tancerzami, zarówno jak i baletnicami, tak i z ulicznymi. Już wtedy niesamowicie tańczyła. W dniu jej piętnastych urodzin pojawiła się ciocia Isabelle, która dopiero wtedy dowiedziała się o naszym istnieniu. Jako, że miałem 17 lat, wynajęła dla mnie małą kawalerkę i zapłaciła za szkołę, bym mógł się uczyć. Lunę zabrała do Australii i wychowywała, jak własną córkę. W każde wakacje spotykaliśmy się albo w Londynie, albo w Sydney. Co roku, była bardziej, jakby to powiedzieć, żywa. Miała wspaniałe przyjaciółki, które pomagały jej zapomnieć. Wiedziałem, że nigdy nikomu nie powie, co robili jej rodzice. Ale nie sądziłem, że może być chora. - wiedziałam, że wszyscy na mnie patrzą, ale ja nadal wpatrywałam się w swoje dłonie. Czułam, że moje oczy są pełne łez, lecz wtedy, gdy miałam 12 lat, obiecałam sobie, że nigdy więcej nie będę płakać i tej obietnicy miałam zamiar dotrzymać. Zacisnęłam oczy, uspokoiłam oddech i spojrzałam na każdego z osobna. Wszyscy byli poruszeni, a Lori miała czarne smugi na policzkach, pozostałe dziewczyny także.
-Miesiąc po przyjeździe do Australii, trafiłam do szpitala. Było kiepsko. Jedną nogą byłam już na tamtym świecie. Lekarze powiedzieli, że w płucach zebrał się płyn i nie będę mogła tymczasowo samodzielnie oddychać. Byłam ponad dwa tygodnie non-stop pod opieką lekarzy. Dawali mi różne leki, robili badania, a ja nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam nawet podnieść ręki, nie miałam siły. - zaczął mi drżeć głos. - Isabelle nie opuszczała szpitala, miała nawet łóżko w mojej sali, w końcu jest milionerką. Czuwała. Nie znałam jeszcze wtedy żadnej z was. - wysiliłam się na uśmiech dla dziewczyn - Gdy wypuścili mnie ze szpitala, zapamiętałam jedną myśl, którą kiedyś podsunął mi lekarz. "Jestem silna, przeżyłam, a powinnam nie żyć. Ale na jak długo?" - westchnęłam - Właśnie, na jak długo? Lekarze nadal nie wiedzą, skąd bierze się ten cholerny płyn, co miesiąc ściągają mi go, lecz jest coraz więcej za każdym razem. W Londynie jest więcej specjalistów, więc mnie tu przysłali, a przy okazji spełnię swoje marzenia. Jest taki jeden Derek. Pracuje w szpitalu. Jest stażystą i jako jedyny odważył się mi powiedzieć, że mam się wziąć w garść, bo nie przeżyję. Zaczęłam tańczyć. Trenowałam, by pozbyć się choroby. Moja metoda przynosiła skutki, czułam się lepiej i silniej, lecz przybywało dziwnej substancji. Lekarze powiedzieli, że będę mogła dożyć później starość, lecz wiąże się to z tym, że przynajmniej 2 razy w miesiącu mam wizyty kontrolne w klinikach. Dwa tygodnie temu zdiagnozowali przyczynę mojej choroby. Nawet nie umiem wytłumaczyć, na czym to polega. Dostałam inhalator, ponieważ coraz częściej się duszę. Ale jest szansa, na całkowite pozbycie się choroby, lecz jeśli to nie poskutkuje, zostaną mi 3 miesiące. Dlatego chcę, jak najwięcej zobaczyć, zwiedzić, przeżyć. I proszę was o to, skoro już wiecie, byście mi tego nie utrudniali i nie martwili się o mnie, zrozumiano? - uśmiechnęłam się do nich. - A teraz tłumaczę sprawy bieżące. Brad i ja się przyjaźnimy. I jestem... ich choreografką. Dzisiaj zaproponowali mi wspólne mieszkanie, lecz nie chcę zostawiać dziewczyn, więc odpada. Chcę też spędzić trochę czasu z Zaynem, dopóki mogę. To kto idzie tańczyć? - zapytałam wesoła, udając, że wcale przed chwilą nie powiedziałam im, że umieram.
Nikt się nie ruszył, więc zostawiłam ich samych, schodząc po schodach. Gdybym się dowiedziała, że Zayn umiera, nie wyszłabym z domu przez miesiąc, więc się nie dziwiłam, że nikt nie chciał nigdzie iść. Potrzebowali ochłonąć i spędzić trochę czasu beze mnie. Podeszłam do baru i pokiwałam na Jimmy'ego.
-Daj mi coś. Najmocniejsze, co masz. Może być wszystko, byle mocne. I trochę soku limonko-cytrynowego.
Po chwili przede mną stała tequila i szklanka soku. Szybko opróżniłam szkło i wskazałam, by chłopak napełnił jeszcze raz. Wychyliłam ponad 10 kieliszków i uznałam, że czas wracać do domu. Było po 2. Pomachałam Jimmy'emu i wyszłam z klubu. Szybko przebiegłam dystans do budynku i wsiadłam do windy. Po ostatnim tygodniu imprez w Australii uodporniłam organizm na alkohol, normalna dziewczyna już by leżała pod stołem, a mi dopiero lekko szumiało w głowie. Weszłam do mieszkania i poszłam do pokoju. Opróżniłam kieszenie i wyrzuciłam wszystko z wyjątkiem małego urządzenia na łóżko. Poszłam do garderoby po piżamę i ruszyłam do łazienki. Długo stałam pod prysznicem i rozmyślałam. Gdy Zayn opowiadał o rodzicach, miałam wrażenie, jakby siebie winił, za to, że mnie bili. To nie była jego wina. Tylko moja. Nie była ich cichutkim dzieckiem, lecz bachorem, które marnuje pieniądze i jedzenie. To, że są alkoholikami to tylko i wyłącznie moja wina.
Wyszłam z łazienki z mokrymi włosami i w piżamie, położyłam się do łóżka, wpuszczając na kolana Grey. Dostałam ją na 17 urodziny od cioci. Tęskniłam za nią. Ile bym dała, by mnie przytuliła. Zaczęłam głaskać kotkę, ale przerwał mi to dzwoniący telefon. Schyliłam się po niego i odebrałam, nie sprawdzając, kto dzwoni.
-Hej Skarbie. Jak się czujesz? - usłyszałam upragniony głos mojej opiekunki.
-Ciociu! Nawet nie wiesz, jak tęsknię za tobą. Nawet dobrze, dużo tańczę. - uśmiechnęłam się.
-To cudownie! Widziałaś się z Zaynem?
-Tak, dzisiaj rozmawialiśmy. I wszyscy się dowiedzieli. - mruknęłam.
-O chorobie? A mówiłaś im o operacji? - zapytała podejrzliwie.
-Coś tam wspomniałam, ale nie o wszystkim.
-Jaka była reakcja dziewczyn? Złe, że im nie powiedziałaś?
-Płakały. - odparłam smutna.
-Wszystko się ułoży. Za niedługo przylecę do Londynu na kolegium medyczne, będą omawiali twój przypadek. Ja kończę, a ty idź spać! W Anglii jest 3 w nocy! Dobranoc. Tęsknię.
-Ja za tobą też. - i rozłączyłyśmy się.
Nie czekałam długo, a telefon znów zadzwonił, sprawdziłam wyświetlacz. Zayn.
-Jestem w domu, w łóżku, nie musicie się martwić. Bawcie się dobrze. - powiedziałam ciepłym, wesołym tonem, choć czułam się, jakby ktoś przejechał po mnie walcem. Rozłączyłam się, nie czekając na odpowiedź. To był dłuuugi dzień.
Pogłaskałam jeszcze zwierzaka i za chwilę odpłynęłam ze zmęczenia.
~Oczami Liama~
Siedzieliśmy i słuchaliśmy w milczeniu Luny, która opowiadała, że umiera. Pomimo, że poznałem ją dopiero dzisiaj, czułem jakby ktoś wbił mi nóż w serce i nim obracał wraz z każdym słowem dziewczyny. Gdy skończyła, zapytała wesoło, kto idzie tańczyć. Nikt się nie ruszył, a ona sama poszła. Po jakiś 15 minutach otrząsnąłem się i spojrzałem na pozostałych. Nadal byli w szoku. Gdyby mi nie powiedziała i nie widziałbym, jak się dusiła, nigdy nie powiedziałbym, że jest chora lub cokolwiek. Wyglądała jak okaz zdrowia! Zazwyczaj roześmiany i żartujący z wszystkiego Harry teraz siedział ze spuszczoną głową. Niall już by chciał coś jeść, ale widziałem w jego oczach smutek. Zayn siedział w rogu, patrząc w ścianę z tępym wyrazem twarzy. Nagle zerwał się z miejsca, a ja za nim. Wstała też blondynka i podbiegła do chłopaka.
-Zayn, co jest? - zapytałem.
-Muszę ją znaleźć. Możliwe, że już wyszła, a ja tego nie zauważyłem. - miał wyrzuty sumienia, że ją zostawiliśmy na pastwę losu, zaraz po tym jak nam wyznała wszystko. Nie tylko jego dręczyło sumienie.
-Pójdę zapytać barmana. - odwróciłem się na pięcie i podszedłem do baru. - Widziałeś Lunę?
-Przed chwilą wyszła. Była zmęczona.
-Dzięki! - pobiegłem do Zayna i poprosiłem go o telefon. Znalazłem numer Rudej i zadzwoniłem. Po kolejnej próbie, usłyszałem z pozoru wesoły ton dziewczyny, lecz nie dałem się nabrać.
-Jestem w domu, w łóżku, nie musicie się martwić. Bawcie się dobrze. - rozłączyła się. Podszedłem do Mulata i powiedziałem, że dodzwoniłem się do niej i ponoć jest w domu. Dopiero wtedy zauważyłem, że stały koło niego przyjaciółki Luny i członkowie dwóch zespołów.
Wszyscy razem wyszliśmy z klubu. Dziewczyna z fioletowymi włosami, kazała wszystkim chłopakom wrócić do domu, a ona do wszystkich zadzwoni, jak znajdą Lunę.
-Ja zostanę. To moja siostra.
-Zostanę z Malikiem. - zaproponowałem. - Louis zabierz chłopaków do domu. My wrócimy taksówką.
James też zabrał swój zespół, uprzednio wpisując Alison swój numer telefonu. Po chwili zostaliśmy w piątkę. Lori ruszyła w stronę wysokiego budynku.
Nawet się nie obejrzeliśmy, a byliśmy w windzie. Weszliśmy do apartamentu i blondynka pobiegła gdzieś. Zaraz jednak wróciła uśmiechnięta.
-Śpi.
-Nic jej nie jest?
-Raczej nie. Tylko było czuć tequile.
-To my się zbieramy. Będziemy rano. - razem z Zaynem szliśmy w kierunku wyjścia, lecz zatrzymał nas czyjś głos.
-Zostańcie. Nie będziecie się tłuc teraz po mieście. - przy ścianie stała zaspana Luna w słodkiej piżamce w misie. Uśmiechnąłem się na ten widok. - A następnym razem, ciszej. - obdarowała nas uśmiechem i poszła do pokoju.
-Ma rację. Tylko jest problem. Mamy pięć sypialni, a cztery są zajęte. - Lori uśmiechnęła się przepraszająco.
-Dajcie mi jakiś koc i mogę spać tutaj na kanapie. - uprzedziłem Mulata.
Po jakimś czasie leżałem na luksusowej sofie w wielkim pokoju wpatrzony w sufit. Nie mogłem zasnąć, za dużo się dzisiaj wydarzyło. Poznałem cztery cudowne dziewczyny i dowiedziałem się, że jedna z nich umiera i była bita. Zastanawiałem się, czy dałbym radę żyć normalnie, tak jak Luna, po czymś takim? Dziewczyna imponowała mi swoją energią, zapałem, wytrwałością w dążeniu do spełnienia marzeń pomimo przeszkód. No i oczywiście urodą. Tylko ślepy powiedziałby, że jest brzydka.
Nagle naszła mnie ochota, by przejść się do jej pokoju i ją zobaczyć. Wstałem i ruszyłem korytarzem. Wszedłem do przypadkowego pomieszczenia i w blasku księżyca ujrzałem rude włosy. Przymknąłem drzwi i podszedłem bliżej. Wyglądała jak anioł. Nagle zaczęła coś mamrotać pod nosem. Pochyliłem się, by coś zrozumieć.
-Liam... - wymruczała. Spojrzałem na nią przerażony, lecz ona się nie obudziła. Czyli śniła o mnie.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hejoo! Kolejny rozdział! :D Dziękuję za komentarze i zachęcam do wyrażania swojej opinii. Nawet komentarz "Super!" cieszy. Dla was to chwila, a dla mnie tyyle radości :) Kolejny w poniedziałek albo wtorek.
Pozdrawiam
Luna :D
-Muszę ją znaleźć. Możliwe, że już wyszła, a ja tego nie zauważyłem. - miał wyrzuty sumienia, że ją zostawiliśmy na pastwę losu, zaraz po tym jak nam wyznała wszystko. Nie tylko jego dręczyło sumienie.
-Pójdę zapytać barmana. - odwróciłem się na pięcie i podszedłem do baru. - Widziałeś Lunę?
-Przed chwilą wyszła. Była zmęczona.
-Dzięki! - pobiegłem do Zayna i poprosiłem go o telefon. Znalazłem numer Rudej i zadzwoniłem. Po kolejnej próbie, usłyszałem z pozoru wesoły ton dziewczyny, lecz nie dałem się nabrać.
-Jestem w domu, w łóżku, nie musicie się martwić. Bawcie się dobrze. - rozłączyła się. Podszedłem do Mulata i powiedziałem, że dodzwoniłem się do niej i ponoć jest w domu. Dopiero wtedy zauważyłem, że stały koło niego przyjaciółki Luny i członkowie dwóch zespołów.
Wszyscy razem wyszliśmy z klubu. Dziewczyna z fioletowymi włosami, kazała wszystkim chłopakom wrócić do domu, a ona do wszystkich zadzwoni, jak znajdą Lunę.
-Ja zostanę. To moja siostra.
-Zostanę z Malikiem. - zaproponowałem. - Louis zabierz chłopaków do domu. My wrócimy taksówką.
James też zabrał swój zespół, uprzednio wpisując Alison swój numer telefonu. Po chwili zostaliśmy w piątkę. Lori ruszyła w stronę wysokiego budynku.
Nawet się nie obejrzeliśmy, a byliśmy w windzie. Weszliśmy do apartamentu i blondynka pobiegła gdzieś. Zaraz jednak wróciła uśmiechnięta.
-Śpi.
-Nic jej nie jest?
-Raczej nie. Tylko było czuć tequile.
-To my się zbieramy. Będziemy rano. - razem z Zaynem szliśmy w kierunku wyjścia, lecz zatrzymał nas czyjś głos.
-Zostańcie. Nie będziecie się tłuc teraz po mieście. - przy ścianie stała zaspana Luna w słodkiej piżamce w misie. Uśmiechnąłem się na ten widok. - A następnym razem, ciszej. - obdarowała nas uśmiechem i poszła do pokoju.
-Ma rację. Tylko jest problem. Mamy pięć sypialni, a cztery są zajęte. - Lori uśmiechnęła się przepraszająco.
-Dajcie mi jakiś koc i mogę spać tutaj na kanapie. - uprzedziłem Mulata.
Po jakimś czasie leżałem na luksusowej sofie w wielkim pokoju wpatrzony w sufit. Nie mogłem zasnąć, za dużo się dzisiaj wydarzyło. Poznałem cztery cudowne dziewczyny i dowiedziałem się, że jedna z nich umiera i była bita. Zastanawiałem się, czy dałbym radę żyć normalnie, tak jak Luna, po czymś takim? Dziewczyna imponowała mi swoją energią, zapałem, wytrwałością w dążeniu do spełnienia marzeń pomimo przeszkód. No i oczywiście urodą. Tylko ślepy powiedziałby, że jest brzydka.
Nagle naszła mnie ochota, by przejść się do jej pokoju i ją zobaczyć. Wstałem i ruszyłem korytarzem. Wszedłem do przypadkowego pomieszczenia i w blasku księżyca ujrzałem rude włosy. Przymknąłem drzwi i podszedłem bliżej. Wyglądała jak anioł. Nagle zaczęła coś mamrotać pod nosem. Pochyliłem się, by coś zrozumieć.
-Liam... - wymruczała. Spojrzałem na nią przerażony, lecz ona się nie obudziła. Czyli śniła o mnie.
~~~~~~~~~~*~~~~~~~~~~
Hejoo! Kolejny rozdział! :D Dziękuję za komentarze i zachęcam do wyrażania swojej opinii. Nawet komentarz "Super!" cieszy. Dla was to chwila, a dla mnie tyyle radości :) Kolejny w poniedziałek albo wtorek.
Pozdrawiam
Luna :D
Mhm. ,, - Liam... - wymruczała. Spojrzałem na nią przerażony, lecz ona się nie obudziła. Czyli śniła o mnie.'' Haha. xD Przerażony. No ciekawe. Inny by się cieszył. Hyhy.
OdpowiedzUsuńFajny blog. Kiedy next? ;)
OdpowiedzUsuńPostaram się dzisiaj, ale nic nie obiecuję, bo jeszcze jestem w lesie z rozdziałem xD Najpóźniej jutro wieczorem :)
Usuń